niedziela, 10 lipca 2016

Screams

Pairing: Xiuyeol
Gatunki: angst, school!au
Warnings: depression, eating disorder, anorexia
a/n: dawno się tu nic nie pojawiało, prawda? No cóż na tym blogu publikuję teraz tylko opowiadanie pisane w pierwszej narracji, a takich ostatnio mam mało. Więcej za to dzieje się tutaj [link].
No tak, a teraz o samej miniaturce, ponieważ ostatnio czuję się (szczerze?) chujowo, to postanowiłam skończyć to zaczęte przeze mnie opowiadanie.
No ale enjoy!

Od ▼ jest zmiana narracji na trzecioosobową.

"I was dreaming and I felt so happy – just like I used to...
And then I woke up, and all of those feelings just disappeared."
Od kiedy tylko pamiętam, najbardziej w szkole nienawidziłem wychowania fizycznego. Nie dlatego, że był związany z wysiłkiem, ale dlatego że musiałem się przebierać w jednej szatni z pozostałymi chłopakami z mojej klasy, wystawiając na wierzch moje nagie ciało. A najbardziej w sobie nienawidziłem swojego ciała, w podstawówce przypominałem prosiaka, na którego nikt nigdy nie chciał patrzeć. Natomiast w gimnazjum jeszcze nie do końca schudłem po mojej otyłości i przez to dokuczali, i znęcali się nade mną w każdy możliwy psychiczny sposób. Właśnie wtedy się złamałem i po raz pierwszy wydawało mi się, że byłem dziwnie pusty. Nic nie było w stanie uśmierzyć mojego bólu, który wtedy odczuwałem. Oprócz jednego. Nie jestem zadowolony z tego co sobie zrobiłem w tamtym okresie, bo wydaje mi się, że przegrałem walkę z samym sobą o lepsze jutro.
A teraz będąc w liceum, zmieniłem się i to za bardzo. Niezdrowo schudłem i ważyłem zaledwie czterdzieści parę kilo, najgorsze w tym wszystkim było to, że starałem się znowu przytyć, ale gdy tylko miałem w ustach jedzenie, przed oczami stawał mi obraz pyzatego chłopaka z gimnazjum i natychmiast musiałem wszystko zwrócić. Mój umysł buntował się przed jedzeniem, krzyczał gdy tylko patrzyłem na śniadanie, obiad czy kolację. Nie byłem w stanie przełknąć nawet jednego kęsa. Większość moich starych znajomych gratulowało mi zrzucenia tych zbędnych kilogramów, ale była jedna osoba, która zaniepokoiła się moim stanem.
A nazywał się Park Chanyeol. Nie pamiętam, żebyśmy byli ze sobą szczególnie blisko w przeszłości, ale teraz nie odstępował mnie nawet na krok, jakby bał się, że porwie mnie silniejszy wietrzyk i zniknę. Albo gorzej, że rozsypię się na jego oczach, a on nie będzie w stanie mnie poskładać z powrotem. Był jedyną osobą, która kiedykolwiek zmuszała mnie do przełknięcia chociażby jednej setnej tego co miałem na talerzu – a prawda była taka, że miałem na nim naprawdę niewiele. Do tej pory nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś taki jak Chanyeol, czyli radosny i pełen szczęścia człowiek, był w stanie dogadać się z kimś takim ja. Zawsze gdy tylko widziałem jego uśmiech, chciało mi się płakać, ponieważ Chanyeol był cudownym człowiekiem, a ja nie zasługiwałem nawet na jego przyjaźń.
– Minseokkie. – Trącił mnie w ramię Yeol. – Powinieneś więcej jeść, nie masz prawie nic na swojej tacy. – Wskazał na moje jabłko i kromkę chleba. Posłałem mu lekki uśmiech, ale on wydał się jeszcze bardziej zaniepokojony. W mgnieniu oka przestawił swoją miskę z sałatką na moją tackę. – Zjedz chociaż to. – Już otwierałem usta, żeby rzucić w jego stronę jakimś ciętym komentarzem, ale szybko mnie uciszył swoimi następnymi słowami. – Proszę cię Minseok, nie jestem w stanie patrzeć, jak mizerniejesz w oczach. 
Powoli pokiwałem głową, patrząc na jego desperację w oczach. Naprawdę mu na mnie zależało, a nie powinno. Dla mnie nie istniało szczęśliwe zakończenie, byłem za bardzo pogrążony w swoim świecie pełnym okropieństw, a on miał jeszcze szansę na kogoś lepszego niż ja.
Przygryzłem wargę, tępo wpatrując się w jedzenie. Drobnymi gryzkami zacząłem jeść, soczysty smak jabłka natychmiast zaatakował moje kubki smakowe, od razu zakręciło mi się w głowie od tej intensywności. Brzuch zaburczał mi głośno, gdy połykałem łapczywie kolejne kawałki, aż w końcu na moim talerzu nie zostało zupełnie nic. Jednak mój żołądek, nie ważne jak dużo bym zjadł, z przyzwyczajenia zaczął zwracać to co przed chwilą włożyłem do ust.
Nie myśląc dwukrotnie nad tym co robię, popędziłem do najbliższej toalety z zamiarem zwrócenia posiłku. Czułem się ciężki i gruby, bo znowu coś przełknąłem wbrew własnej woli. Naprawdę chciałem żeby ten koszmar się już skończył, ale mój organizm, zbyt przyzwyczajony do wiecznej głodówki, ostatnio zachowywał się dziwnie. Nie byłem w stanie niczego przetrawić, zupełnie jakbym był za słaby nawet na to. Po policzkach słynęły mi gorące łzy, które skapywały na podłogę, robiąc mokrą plamę. Byłem wycieńczony psychicznie jak i fizycznie.
– Minseok… – odezwał się głos za mną, który tak dobrze znałem. Teraz jednak Chanyeol brzmiał inaczej, nie był radosną wersją siebie, a wręcz przeciwnie wydawał się przygnębiony. Przez myśl od razu przebiegło mi miliard teorii o tym, jak go zraniłem samym byciem. – Czemu ty to sobie robisz? Nie wystarcza ci to, ile już schudłeś?
Nie odpowiedziałem, za to usłyszałem stukot butów o kafelki podłogowe, a w następnej chwili poczułem delikatny dotyk na swoich plecach. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się trząść, ale ta ręka momentalnie mnie uspokoiła.
Nienawidziłem się za to, że pokochałem kogoś, kto nie był mi pisany. Za dużo nas dzieliło, żeby utworzyć z tego jakiekolwiek szanse na wspólną przyszłość. Nie chciałem odbierać Chanyeolowi szczęścia założenia normalnej rodziny.
– Przepraszam cię Chanyeol, ale po prostu nie jestem w stanie już dłużej tego wytrzymać. Wszystko we mnie krzyczy, gdy tylko zjem chociażby kęs czegokolwiek – wyszeptałem łamiącym się głosem, w ustach nadal miałem nieprzyjemny posmak zwróconej żywności.
– Poradzimy coś na to, obiecuję ci. – Zamknął mnie w objęciach, a ja żeby nie skłamać pozwoliłem milczeniem, żeby wierzył, że się zgadzam na wszystko.
W końcu to będzie moje ostatnie kłamstewko.


Słońce świeciło w całej swojej okazałości, wiał lekki wietrzyk, a niebo było bezchmurne. W skrócie idealny dzień na to żeby wyjść z domu i rozkoszować się otaczająca przyrodą. Niestety nie dla wszystkich.
W jednym z domów rozpłakany chłopak klęczał przed martwym ciałem swojego ukochanego. Minseok miał już sine usta i opuszki palców, co wskazywało na trwałe niedotlenienie organizmu – nie dało się już nic zrobić, żeby przywrócić mu życie.
Gdy Chanyeol znalazł drugiego leżącego bezruchu na ziemi, jego serce rozpadło się na miliard kawałeczków. Szybko podbiegł do drugiego, ale było już za późno na jakąkolwiek pomoc. Szybko przeskanował wzrokiem porzuconą karteczkę, która leżała obok ciała i to właśnie wtedy zaniósł się płaczem. Nie był w stanie uwierzyć, że to stworzenie przypominające anioła już dłużej nie oddychało ani się nie poruszało.
Obwiniał o to siebie, że zareagował za późno, powinien wcześniej zauważyć zmianę w zachowaniu starszego. A teraz już go nie było wśród żywych. Chanyeol nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie w stanie sobie wybaczyć śmierć jego ukochanego.
Pochylił się nad martwym ciałem, żeby złożyć pierwszy i ostatni pocałunek na tych zimnych ustach. Tak bardzo pragnął, żeby to wszystko potoczyło się inaczej.

„Przepraszam Cię Chanyeol. Zachowałem się samolubnie, ale zakochałem się w Tobie i nie byłem w stanie patrzeć, jak marnujesz sobie życie na mnie. Mam nadzieję, że znajdziesz szczęście beze mnie.

Kocham Cię
Minseok.”