sobota, 13 grudnia 2014

Autumn

Gatunki: szkolne!au, romans, fluff, slight!angst
Pairing: Xiuhan
Beta: Neji
Ostrzeżenia: skarkazm... duuuuuużo sarkazmu
A/U: Przepraszam, że mnie tak długo tutaj nie było, ale pisanie tego ff wraz ze sprawdzaniem zajęło mi ponad miesiąc ;;;  Zaczęłam pisać nowe dłuższe opowiadanie, które możecie znaleźć tutaj [link]. Za betowanie dziękuję Neji ♥ i przepraszam jeśli zdarzą się jakieś błędy ^^


Word count: 10,5k



Jesień. Szczególnie lubiana pora roku w Korei. Liście drzew przybierają wtedy inne kolory, paradoksalnie bardziej żywe, a przecież umierają. Nikt nie brał tego pod uwagę, bo przecież na wiosnę wszystko będzie jak dawniej. Rozpocznie się nowy cykl, ale dla mnie te wszystkie zmiany były największą magią, jaka mogła istnieć na świecie. Uwielbiałem sobie robić długie spacery po parkach, najlepiej samemu. Wtedy się wyciszałem, miałem wrażenie, że tylko dla mnie jest ten błogi spokój, który wszystko otaczał. Rozkoszowanie się takimi momentami, to według mnie prawdziwa definicja życia. Wszystkim się teraz gdzieś śpieszy i nie mają czasu, a gdyby tak zatrzymać te ulotne, najważniejsze chwile? Tylko nigdy nie wiadomo, kiedy one nadejdą, ani czy ich już nie przegapiliśmy. To bardzo trudne w porównaniu z błahostkami dnia codziennego.
Chciałem tylko wieść spokojne życie, nikomu w niczym nie przeszkadzałem. Nikt przecież nie był chodzącym ideałem, chociaż może pośpieszyłem się z tym stwierdzeniem, ponieważ istniała osoba bez żadnej skazy. Luhan zawsze wydawał mi się odległy, w pewnym sensie magiczny i nierzeczywisty. Nie był tak ślepo zapatrzony w wianuszek uczniów, który się naokoło niego zbierał. Mimo to powszechnie był akceptowany. Pamiętam, że zazdrość za każdym razem pożerała moje serce, gdy jakaś zdesperowana panna wyznawała mu swoje uczucia, jednak on nigdy nie przyjął żadnej propozycji.
Oczywiście świadomy byłem swoich uczuć, ale dopiero od niedawna. To przyszło nagle, jak siarczysty policzek w twarz. Nie było tych wszystkich etapów zakochiwania się. Wyłapywania spojrzeń, odwracania wzroku, przypadkowych dotknięć. To wszystko było mi obce, a jednak tak bardzo chciałem, żeby coś zaistniało. Jakaś mała iskierka nadziei się we mnie tliła, ale nigdy nie była na tyle mocna, by mnie przezwyciężyć.
Chciałem się pozbyć wszystkich złych emocji związanych z ludźmi. Może i wyglądałem na spokojnego człowieka, ale to były tylko pozory. Starałem się, szło mi tylko do pewnego momentu. Potem wszystko posypało się jak domek z kart na wietrze. Konstrukcja bez dobrych fundamentów musi kiedyś upaść, podobnie jak moja psychika.
Dlatego tak lubiłem jesień. To była pora roku, kiedy najmniej zacząłem odczuwać samotność, a moje życie powoli wracało okrężną drogą do ładu. Jednak parę rzeczy uleciało bezpowrotnie, a parę nowych zyskałem. Nic przecież nie dostaje się za darmo. Rzeczy zmieniają się jak pory roku, nie są trwałe. Czas idzie do przodu, przecieka przez palce. Mam wrażanie, że za szybko. Zanim się spostrzegłem, został mi ostatni rok do końca szkoły.

~☆~

Siedziałem w ostatniej ławce, trwała właśnie ostania lekcja w ostatnim dniu tygodnia. Za parę minut miał nadejść tak wyczekiwany przeze mnie weekend. Uśmiechałem się szeroko sam do siebie. Być może to było złe, ale swoje problemy ukrywałem za wiecznym optymizmem i sztucznym uśmiechem. Uważałem, że każdy mierzy się z rzeczywistością na swój sposób, dlatego wolałem to przemilczeć i schować w sobie. Brzmię pewnie jak filozoficzny ciołek, ale taka była prawda. Nie istniałem sam na tym świecie, byłem tylko jedną miliardową całej ludzkości. Takie małe i bezwartościowe coś.
Znowu czułem na sobie czyjś przeszywający wzrok, dlatego przechyliłem trochę głowę w prawo, żeby zobaczyć, kto mnie obserwuje. Nie zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem czarne, jelenie oczy utkwione we mnie. Nie wiem czego znowu on ode mnie chciał, ale wkurzał mnie coraz bardziej całą swoją osobą. Czasami wydawało mi się, że ma wszystko w głębokim poważaniu, że robi to co musi. Inaczej było jak grał w piłkę nożną, widać było po jego uśmiechu, że kocha ją całym sercem, a nawet mocniej.
Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Jeszcze tylko chwila i zabrzmi tak upragniony przeze mnie dzwonek. Jak najszybciej wstałem i spakowałem wszystkie swoje rzeczy do już dość spranego plecaka z paroma dziurami i popsutym suwakiem. Nie dbałem o niego, miałem go od początku liceum. Niemal wybiegłem z klasy, nie chciałem tu dłużej zostawać. Nie z tymi wszystkimi kretynami, którzy nie szanują innych i mają się za nie wiadomo kogo.
- Minseok! – zawołał ktoś. Zignorowałem go udając, że nic nie słyszałem przez hałas jaki panował na korytarzu. Wiedziałem, kto mnie woła, nawet nie musiałem się odwracać, żeby mieć pewność. Starałem się zmieszać z tłumem pierwszaków, którzy byli podobnego wzrostu do mojego. Nie wyszło mi, bo poczułem jak ktoś zaciska swoje palce na moim przedramieniu, a mnie mimowolnie przechodzi dreszcz.
Luhan pociągnął mnie w stronę pustej już klasy. Próbowałem mu się wyrwać, ale trzymał mnie za mocno. Gdy znaleźliśmy się w środku, pchnął mnie na jakąś ławkę, a sam stanął przede mną. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, czego on ode mnie znowu chciał?
- Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz w ostatnich dniach? – spytał mnie prosto z mostu, a ja opuściłem głowę. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać, nie z nim. Bożyszcze szkoły się znalazł… Myśli, że jak wszyscy tak go uwielbiają to ja też będę? O nie… Co to, to nie.
- Po co mnie o to pytasz? Kim dla ciebie jestem, żeby obchodziło cię moja samopoczucie? Prawda jest taka, że nic cię nie obchodzę, chcesz tylko poczuć się lepiej – powiedziałem na jednym wydechu, patrząc na swoje buty. Zaraz dotarło do mnie jak chamsko go potraktowałem, ale już swoich słów cofnąć nie mogłem. Dlatego postanowiłem ulotnić się stamtąd jak najszybciej, korzystając z tego, że Luhan stał w szoku i gapił się przed siebie z otwartymi ustami.
Odwróciłem się od niego i trzasnąłem drzwiami, niech się trochę chociaż otrzeźwi. Życie nie jest kolorowe, a problemy innych mnie nie obchodzą. Dlaczego po prostu mnie nie zostawi w spokoju? Tak było by na pewno prościej dla niego i dla mnie.
„Uch… Spokojnie Minseok. Nie przejmuj się tym dupkiem, zignoruj.” Tak właśnie sobie mówiłem po każdej, choćby najmniejszej jego ingerencji w moje życie. Tym razem nie było inaczej. Tylko, że doszło jeszcze parę bardziej wulgarnych epitetów.
Byłem już przy wyjściu ze szkoły, gdy znowu mnie dopadł. Czy chociaż przez chwilę nie mogę poczuć się wolny od niego? Dobrze, że teraz jest weekend, więc nie będę musiał go oglądać przez całe dwa dni. Czy to zbawienie od świata?
- Naprawdę tak o mnie uważasz? – zapytał zziajany, zapewne po biegu. Wyczekiwał odpowiedzi, a ja nic nie mówiłem, tylko stałem i patrzyłem się na niego jak na największego idiotę na ziemi. Co go obchodziło moje zdanie? Byłem nikim. Marnym człowiekiem jakich wielu.
- Tak, naprawdę tak sądzę, coś jeszcze? – rzuciłem od niechcenia. Co się mnie tak uczepił jak rzep psiego ogona? Potrzebny mu do czegoś byłem? Nie. No właśnie. Dlatego nie czekałem na jego odpowiedź w tej bezsensownej konwersacji. Po prostu odszedłem, czując jego wzrok na sobie.
Gdy wróciłem do domu, czekała mnie dość nieprzyjemna niespodzianka, a mianowicie goście i ich głupi bachor, którym musiałem się zająć. Nie lubiłem dzieci, wkurzało mnie, że mogą zawyć i już mają od swoich rodziców wszystko, co chcą. Mus to mus, jakbym nie pobawił się chociaż przez chwilę z tym rozwydrzonym czymś, od razu by było, że się na mnie wszyscy bardzo zawiedli. Dobre sobie, może nie jestem jeszcze pełnoletni, ale już niedługo i się wyprowadzę i zobaczymy.
Może nie brzmiało to za bardzo realistycznie, ale taki właśnie miałem plan. Potem już nic mnie nie będzie obchodzić, oczywiście bez niedzielnych obiadków się zapewne nie obędzie, zawsze lepsze to niż dalej mieszkanie z rodzicami pod jednym dachem. Czasami miałem ich po prostu dość. Chciałem się zamknąć w swoim pokoju i nie wychodzić, dopóki przestaną się o wszystko czepiać, jakby swojego życia nie mieli.
Mój wewnętrzny monolog przewał huk i głośny ryk. Skrzywiłem się. No pięknie. Czteroletnie dziecko wywaliło się na prostej, bo chciało do mnie pobiec, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu potknęło się o mały samochodzik, który wcześniej tam zostawiło. Jeszcze tylko brakowało mi, żebym dostał szlaban przez tą „ moją” nieuwagę.
Ciotka wpadła do pokoju, prawie wyważając drzwi. Spojrzała się na mnie, jakbym nie wiem, dziecko jej zgwałcił, albo wypatroszył. Patrzyłem się z politowaniem, jak zaczęła ściskać tego swojego bachora ze wszystkich sił, ja bym na jej miejscu trochę uważał. Jeszcze komuś krzywdę zrobi, albo udusi tego małego diabła. Chociaż w sumie kto by płakał? Ja nie, mniej problemów na głowie bym miał. Pewnie wyjdę na bezduszną świnię, ale trudno.
Wstałem z podłogi, otrzepałem spodnie z kurzu i wyszedłem, jak najdalej od tej patologii. Musiałem się przewietrzyć, a nie ma nic lepszego od patrzenia w nocy na gwiazdy. Najlepszym miejscem na to był dach, na który swobodnie mogłem wchodzić przez moje okno. Znaczy musiałem się trochę wdrapać, ale od ponad dziesięciu lat nie stanowiło to dla mnie większego problemu.
Gdy już siedziałem sobie spokojnie i patrzyłem w niebo, zaczął mi wibrować telefon. Pewnie sms od zmartwionych rodziców z zapytaniem: „gdzie ja się znowu zdążyłem zapodziać”. Dlatego po prostu go zignorowałem. Potrzebowałem odciąć się od świata, a to miejsce było do tego idealne. Chciałem zapomnieć o wszystkim, nawet nie przeszkadzał mi fakt, że było dość chłodnawo, a ja siedziałem w samej koszulce z krótkim rękawem.
Cisza to coś, co ceniłem sobie najbardziej w takich chwilach. Moje myśli płynęły, nie zważając na czas w jakim to się działo. Z każdą mijającą sekundą dochodziłem do coraz bardziej przerażających wniosków. Zazwyczaj po takich przemyśleniach czułem się jak nic niewarty śmieć i szedłem płakać w poduszkę. Już dawno znudziło mi się udawanie twardego, ale nikt nigdy nie widział moich łez, więc na pierwszy rzut oka byłem inny, niż się wszystkim mogło wydawać. Taki już po prostu byłem i nic tego nie zmieni.
Westchnąłem, czułem jak gorące krople parzą moje policzki. Zacząłem cicho szlochać, podkuliłem nogi i oparłem oczy o kolana. Nie wiem ile tak siedziałem, ale w pewnym momencie czyjeś silne ramiona objęły całą moją kruchą posturę. Chciałem odtrącić natrętnego kogoś, ale nie udało mi się to, wręcz przeciwnie - zacisnął bardziej swoje ręce, przez co przez chwilę nie mogłem oddychać. Nadal mi było zimno, ale nie tak jak wcześniej, bo przyjemne ciepło biło od osoby obok. Nie patrzyłem kto to, nie ciekawiło mnie to ani trochę. Ten ktoś zaczął mnie powoli głaskać po głowie, a mi zrobiło się naprawdę miło. Bawił się kosmykami moich włosów, zanurzał w nich długie palce i przeczesywał. Chłonąłem zapach drogich perfum, który drażnił mi nos, a ja miałem wrażenie, że skądś znam ten zapach. Wydawało mi się, że ta chwila jest w pewnym sensie magiczna i nieprawdziwa, ale chciałem się jej poddać.
Cały czar prysnął, gdy się obudziłem i zdałem sobie sprawę, że to był sen. Parę faktów jednak się nie zgadzało, byłem owinięty kocem, a moje włosy sterczały w różnych kierunkach. Stwierdziłem, że dość wrażeń na dziś i poszedłem spać. Wcześniej jednak sprawdziłem telefon. Jedno połączenie przychodzące i cztery smsy od nieznanego numeru. Miałem taką zasadę, że jak nie znam to nie otwieram i od razu usuwam. Tym razem nie było inaczej.
Nękany jakimś dziwnym poczuciem winy, narzuciłem na swoją głowę kołdrę i pozwoliłem, żeby ogarnęła mnie ciemność.

~☆~

To uczucie, kiedy budzisz się rano i okazuje się, że możesz jeszcze pospać, bo szkoły nie ma. Nie wiem jak, ale nagle wszystkie negatywne emocje się na mnie zwaliły. Przed chwilą jeszcze było dobrze, uśmiechałem się lekko, ale szczerze. Nienawidziłem tego, w jednej chwili mam dobry humor, a w następnej wszystko się wali, bo uświadamiam sobie, że jestem nikim.
Pewne momenty swojego życia musiałem po prostu przeboleć. Chodzi mi głównie o to, kiedy czułem się jak najgorszy skurwiel świata i kiedy samotność zżerała mnie od środka. Nie pomagał fakt, że wszystkie uczucia trzymałem w sobie, z nikim się nimi nie dzieliłem, bo tak było prościej. Ale prościej nie zawsze znaczy lepiej, przynajmniej dla mnie.
Zwinąłem się w kłębek. Znowu zbierało mi się na łzy, ostatnio coraz częściej płakałem, przytłoczony tym wszystkim. Światem, życiem, czułem się zmęczony, jakby coś mnie wyniszczało od środka, ale nie wiedziałem co to dokładnie. Może powinienem nabrać dystansu do samego siebie, bo to nie jest na pewno do końca zdrowe. Ale po co mam się starać? I tak nikogo nie obchodzi co ze sobą zrobię. Nikomu na mnie nie zależało, ale mnie jako tego z wadami, a nie tego, którego mogą wykorzystać. Kiedyś starałem się pomagać, bo czułem się po tym szczęśliwy, ale ludzie przestali patrzeć na to jako coś dobrego, a zaczęli to obracać przeciwko mnie. Wyszedł z tego bajzel, jednak teraz starałem się to ignorować.
- Minnie! – zawołała moja rodzicielka, przerywając moje rozmyślania. – Śniadanie!
Niechętnie wstałem z łóżka i poczłapałem do kuchni. Nie byłem głodny, a to dziwne, bo ogólnie lubiłem jeść i smakować nowych potraw. Jednak od paru tygodni nabrałem dziwnego wstrętu do czegokolwiek, co można spożyć. Skrzywiłem się tylko, gdy usiadłem, a przede mną wylądowała jajecznica. Sam jej wygląd nie był zbyt przekonywujący. Zacząłem ją dźgać widelcem, a zdegustowanie we mnie rosło. Pociągnąłem duży łyk herbaty z mojego ulubionego kubka.
- Minnie, wczoraj tu był Luhan – zaświergotała moja mama, a ja się zakrztusiłem i prawie wyplułem napój. Skąd TO COŚ wiedziało gdzie mieszkam? Moja matka jakby niezrażona tym, że się przed chwilą mało przez nią nie zabiłem, kontynuowała. – To taki grzeczny chłopiec, a jaki uprzejmy! Dlaczego nie możesz brać z niego przykładu?
Spojrzałem na nią z politowaniem, brakowało mi normalnie tego, żeby mnie moja rodzicielka zaczęła z nim porównywać. Czy serio nie mogłem od niego trochę odpocząć? Nie, bo nawet w domu musiałem o nim słuchać, jakby mi w szkole nie wystarczało, że wszyscy o nim plotkują i nie da się nie wiedzieć, jaki to kolor gaci założyło bożyszcze nastolatek danego dnia.
Nagle dotarł do mnie pewien fakt, taki, że mało z krzesła nie spadłem, jak sobie to uświadomiłem. Skoro Luhan tu wczoraj był, to mogłoby oznaczać, że mój sen tak naprawdę nie był snem. A ten ktoś, kto mnie ściskał na dachu, to najprawdopodobniej był on. Jęknąłem cicho pod nosem. Czyli mogłem uznać to za koszmar w takim razie. Wyprę się wszystkich swoich myśli, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wstałem od stołu, nie miałem zamiaru dłużej słychać, o tym jaki to Luhan jest idealny, rzygać mi się od tego chciało. Paniczyk jebany się znalazł. Ja mu kiedyś wszystko wygarnę, a jak nie, to go walnę tak, że się nie pozbiera przez tydzień co najmniej. Co z tego, że byłem od niego niższy i prawie nie miałem szans z jego umięśnionym po treningach piłki nożnej ciele.
Zachciało mi się kawy, dlatego poszedłem jeszcze do pokoju się ubrać i, nic nikomu nie mówiąc, wyszedłem na dwór. Zaciągnąłem się świeżym powietrzem, jakby był to najlepszy narkotyk na świecie i poszedłem do mojej ulubionej knajpki. Najlepsze było to, że znajdowała się w takim miejscu, że niewiele osób do niej przychodziło, ale napoje tam mieli wyśmienite. Jeszcze dodać fakt, że pracował tam chłopak podobny z charakteru do mnie, który dawał mi sporo zniżek, to po prostu mój mały raj na ziemi.
Gdy byłem na miejscu, od razu po wejściu przywitał mnie wyższy ode mnie nastolatek. Wkurzało mnie tylko to w nim, że był młodszy, a i tak mierzył prawie metr osiemdziesiąt. Ostatnio sporo urósł i jakby wydoroślał, nie miał już tak dziewczęcych rys jak wcześniej.
- Minseok! – zawołał i wtulił się we mnie. Jednak pozostało mu coś z dziecka, mimo iż wypierał się tego całkowicie. Postanowiłem oddać uścisk, mimo zdegustowanych min większości osób dookoła.
- Taeminnie, co tam u ciebie? – zapytałem, a on skrzywił się nieznacznie. No tak, zapomniałem, że od pewnego czasu nie lubi jak zdrabniam jego imię. Odsunął się ode mnie i pociągnął za rękę do lady.
- Dwa caramel macchiato, jedno średnie, drugie małe, obydwa z bitą śmietaną i dodatkowym karmelem – powiedział do jakiegoś baristy, a sam zaczął lawirować wokół stolików, prowadząc mnie do tego „naszego”. Zdziwił mnie fakt, że sam nie zaczął przyrządzać kawy, szkoda, bo jego lubiłem najbardziej. Wyrazista, a zarazem delikatna.
- No Minnie, dawno cię tu nie było – zaczął, składając ręce przed sobą i patrząc na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami. – Coś ciekawego się działo?
Zacząłem mu opowiadać o tym, jak to mnie wkurzają takie chodzące ideały jak Luhan, co to myślą, że mogą sobie zrobić z czyimś życiem co chcą. Mogą zmieszać wszystkich z błotem i nikt nic nie powie. Takie zdanie miałem o osobach tego typu.
Taemin słuchał mojej wypowiedzi z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy jakiś barista przyniósł nam kawę do stolika, od razu zjadłem z wierzchu bitą śmietanę i zacząłem sączyć ciepły napój przez słomkę. Było dobre, ale Lee robi lepsze. Z lubością na twarzy oblizywałem wargi. Zapomniałem gdzie i z kim jestem, liczył się tylko pyszny smak w ustach.
- Wiesz, chyba powinieneś pogadać z tym chłopakiem – powiedział, a ja wzdrygnąłem się lekko. No tak, zapomniałem, że nadal siedzę na tyłku i nic efektownego nie robiłem. Skrzywiłem się. Może Taemin miał rację, no bo Luhan może nie jest taki zły na jakiego wygląda? O czym ja myślę… On ma rysy jak dziewczyna... – Dobra, ja muszę wracać do pracy, powodzenia.
Po tym wstał i poszedł za ladę. Rzucił mi przeciągłe spojrzenie i mrugnął do mnie. Jednak to jeszcze taki dzieciak, zostawił swoją małą kawę. Ciekawe czy będę musiał za nią zapłacić. Zostawiłem im już tyle kasy, że dostawałem od czasu do czasu darmowe coś. Gofra, bitą śmietanę, ciastko, albo cokolwiek innego.
Uśmiechnąłem się szeroko do swoich myśli.

~☆~

Weekend minął tak szybko jak przyszedł. Nie miałem dużo wolnego czasu, przez cały czas nauka i nauka. Naprawdę, chyba czasami myślą, że nic do roboty nie mam. Chociaż w sumie, przecież z nikim się nie spotykałem, nie licząc Taemina, ale nas łączą bardziej relacje klient-sprzedawca.
Patrzyłem się w okno. Ile bym dał, żeby wyjść na świeże powietrze i zrobić sobie długi spacer, zamiast siedzieć na tej nudnej lekcji. Z dnia na dzień liście drzew brązowiały, coraz szybciej zapadał zmrok i robiło się zimniej. Mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - kochałem to.
Poczułem na sobie jego wzrok, wiedziałem czyj, nie musiałem sprawdzać, żeby mieć pewność. Po co on się ciągle na mnie gapi? Obiecałem mu coś? Nie, no właśnie. Odwróciłem się tak, że nasze oczy się spotkały. Podniosłem brwi do góry w niemym pytaniu wypisanym na twarzy. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową i zajął się przepisywaniem notatki z tablicy. Dobra. To było dziwne.
Ehhh… Będę musiał się dzisiaj z nim rozmówić. Tak jak doradził mi pewien leniwy, ale bardzo zdolny barista, który migał się od swojej pracy jak tylko mógł.
Minuty wlokły się niemiłosiernie wolno, a mnie krew zalewała coraz bardziej. Siedzenie na dupie i słuchanie, co mądrego mają mi do przekazania nauczyciele nie należało do moich ulubionych zajęć. Ogólnie nie lubiłem większości rzeczy, które muszę robić. Istniało wiele powodów, ale najważniejszy to to, że po prostu czułem się do tego zmuszany. A ja nie lubiłem jak ktoś mi mówi co mam robić, a co nie. Reguły regułami, ale niektóre rzeczy serio mnie przerastają. Powiedzmy, że swojej edukacji nie mam gdzieś.
Gdy zabrzmiał dzwonek, zerwałem się jak najszybciej i w pośpiechu spakowałem swoje rzeczy. Teraz była jedna z dłuższych przerw, dlatego stanąłem obok Luhana i pociągnąłem go rękaw jego bluzy.
- Możemy pogadać? – zapytałem, gdy na mnie łaskawie spojrzał. Nie wierzę, że serio to robiłem, zaczepiałem bożyszcze szkoły, jak gdyby nigdy nic. Pewnie teraz będą na mnie patrzeć jak na idiotę, w sumie to miałem gdzieś co inni powiedzą na moje „nietypowe” zachowanie.
- Pewnie – odpowiedział, szczerząc się jak głupi do sera. Jeden z tych dwóch faktów się zgadzał. Nie patrząc czy idzie za mną poszedłem tam, gdzie zawsze było spokojnie, czyli do biblioteki. Była duża, więc spokojnie można było pogadać za jakimś kredensem. Z dala od jakichkolwiek wścibskich spojrzeń uczniów.
- Więc o czym chciałeś pogadać? – zapytał powoli Luhan, opierając się o półkę z książkami, którą miał z tyłu. Nie za bardzo było miejsca, więc żeby nie stykać się jakąkolwiek częścią ciała z nim, musiałem stanąć obok.
- Przestań – powiedziałem bardziej do siebie, niż do niego. Co z tego, że zapewne nie rozumiał kontekstu. Liczyło się, że wiedziałem o co mi chodzi. – Nikt cię o nic nie prosił, więc po prostu zostaw mnie w spokoju – mój głos był lodowaty, nie kryła się w nim żadna pozytywna emocja.
- Nie – odpowiedział krótko. Jednak zbiło mnie to z tropu. Spojrzałem na niego zaskoczony. – Wydajesz się być zagubiony i samotny w tym wielkim świecie, ja po prostu chcę ci pomóc.
Stop, zaraz, wróć. Co on właśnie powiedział? Złość się we mnie wzbierała. Czy on się nade mną litował? Nie potrzebowałem tego, nie od kogoś takiego jak on. Kogoś, kto miał wszystko i nawet jeszcze więcej. Kogoś, kogo nie obchodziło nic, poza czubkiem własnego nosa. Kogoś, kto miał wszystko gdzieś.
Nie myśląc nad tym co robię, podniosłem rękę i uderzyłem go z całej siły z liścia w policzek. Usłyszałem nieprzyjemny dźwięk, zabolało nawet mnie. Patrzyłem jak w transie na jego rozciętą na dole wargę i kropelki krwi płynące po podbródku. Przerażony swoim głupim zachowaniem po prostu odwróciłem się i uciekłem do toalety. Zamknąłem się w kabinie i usiadłem pod drzwiami. Płakałem. Czułem się zażenowany. Czemu tak zareagowałem? Drżałem na całym ciele. Ciągle miałem przed oczami jego zaskoczony wyraz twarzy i rozcięte usta.
- Minseok! – niemal podskoczyłem, gdy usłyszałem, że Luhan mnie woła, wpadając do łazienki. Niepewnie wstałem i chwyciłem za klamkę. Ja nie chciałem, tak wyszło. Czy nienawidziłem go tak bardzo? Popchnąłem drzwi do przodu. Musiałem wyglądać naprawdę mizernie w jego oczach, bo zaraz się do mnie zbliżył i tak po prostu przytulił do siebie. – Minnie…
- Przepraszam – szepnąłem płaczliwym tonem i odsunąłem się trochę od niego, obserwując jego ranę. – Źle to wygląda.
- To nic – powiedział i dotknął jedną ręką mojej twarzy. Drugą nadal trzymał na moich plecach. Tylko że teraz w ogóle mi to nie przeszkadzało. Czułem się tak, jakby poczucie winy i zażenowanie miały mnie zaraz wykończyć. W tej chwili pozwoliłbym mu chyba na wszystko, byleby nie miał mi za złe tego, co zrobiłem.
- Czuję się z tym strasznie źle – mówiąc to patrzyłem na swoje buty. Rękoma kurczowo trzymałem się jego koszuli. Oddychałem szybko i urywanie, szlochając co chwilę. Nigdy w życiu nie było mi gorzej na duszy niż w tamtym momencie. – Chyba zabiorę cię do siebie i opatrzę, muszę ci jakoś pomóc.
- To naprawdę nic – dalej próbował mi wmówić to swoje kłamstwo, ale jego oczy dziwnie się zaświeciły, gdy wspomniałem o tym, że go wezmę do domu. Pewnie wyobraził sobie mnie w słodkim fartuszku pielęgniarki, skaczącego wokół niego na każdą jego zachciankę. Jasne, powodzenia mu życzę środkowym palcem. Teraz wychodzi jakie to on miał zboczone myśli.
Westchnąłem z bólem wypisanym na twarzy, którego pewnie nie dostrzegł przez łzy, rumieńce na policzkach i zaczerwienione oczy. Wysunąłem się powoli z jego objęć i chwyciłem go za rękę, prowadząc do wyjścia ze szkoły. Niech zna moją łaskę.
Lekcje musiały się już zacząć, bo nie spotkaliśmy żywej duszy na korytarzu. I dobrze, przynajmniej nie mieliśmy żadnym problemów z opuszczeniem budynku. Przez całą drogę do mojego domu trzymałem Luhana za rękę, chciałem mieć pewność, że ciągle tu ze mną jest. Kiedy dotarliśmy do celu, od razu nastawiłem wodę i poszedłem do łazienki po apteczkę.
- Usiądź – powiedziałem i wskazałem na kanapę w salonie. Grzecznie się posłuchał, rozglądając się na wszystkie strony. – Ja zaraz przyjdę, tylko zaparzę nam herbaty.
Krzątałem się bez większego celu po kuchni, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciałem wracać do pokoju obok, strasznie się bałem, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć albo cokolwiek innego. Wziąłem się w garść, teraz albo nigdy. Z przylepionym uśmiechem na ustach, wróciłem do Luhana z dwoma parującymi kubkami.
Nic nie mówiąc, uklęknąłem przed nim i w skupieniu zacząłem obserwować jego ranę. Nie była duża, zapatrzyłem się na jego wargi, były idealnie wykrojone i lekko różowawe, aż chciało się je całować przez cały czas. Potrząsnąłem energicznie głową. O czym ja właśnie myślałem? Na moje policzki wstąpił rumieniec.
Kaszlnąłem tylko i wziąłem wodę utlenioną. Wylałem trochę zawartości na chusteczkę higieniczną i potarłem jego usta. Syknął cicho, pewnie zabolało. Przez cały czas trwania kuracji patrzył się na mnie z miną zbitego psa, nic nie mówiąc. Gdy skończyłem, co nie trwało jakoś długo, wstałem i odłożyłem wszystko na swoje miejsce.
Gdy wróciłem do salonu, Luhana tam nie było. Zdezorientowany zacząłem go szukać po całym domu, aż w końcu znalazłem go w moim pokoju. Leżał na moim łóżku i gapił się w sufit. Bezczelny. Ja usiadłem na kręcącym się fotelu przy biurku.
- Minseok, możemy zostać przyjaciółmi? – zapytał wolno. Zaraz… Co? Przecież nie tak dawno ja go uderzyłem, a jemu zachciało się ze mną kumplować? Czy on postradał zmysły? A może jest psychiczny? W sumie to bym się nie zdziwił. Już chciałem powiedzieć coś kąśliwego, ale w porę ugryzłem się w język. Niech mu będzie. Mogę przynajmniej poudawać, teraz byłem mu to winny.
- Możemy – zacząłem powoli. – Ale najpierw musisz zdobyć moje zaufanie, a to wymaga czasu, bo to jest coś, czego nie dostaje się od tak.
Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo spojrzał na mnie zaskoczony. No co? Niech nie patrzy na mnie jak idiota, w końcu ja też bywałem miły. Czy on miał mnie już za zupełnie nieczułego skurwiela? W sumie bym się nie zdziwił, ja nie wiem co on w tej głowie ma, ale na pewno mniej niż zwykły homo sapiens.
- Czyli… Nie mówisz nie – rozpromienił się i gwałtowanie wstał z łóżka. Nie debilu, właśnie powiedziałem, że tak, ale zapomniałem, że przecież masz takie braki w mózgu, że miałeś problemy z przyswojeniem informacji. Przepraszam, jeszcze mnie oskarżą o znęcanie się nad umysłowo chorymi.
Doskoczył do mnie i oparł swoją głowę na moich kolanach. Wzdrygnąłem się na jego dotyk, zapowiadało się, że będę miał przesrane do końca życia z tym czymś.

~☆~

Tydzień od naszej nowo zaczętej relacji, nie kiwnąłem nawet palcem, żeby cokolwiek w niej zmienić. Powód był prosty, po prostu nie musiałem. Luhan sam skakał dookoła mnie, jak koło nowej zabawki, która i tak prędzej czy później pójdzie na śmietnik. Raczej prędzej, ponieważ nic nie było wieczne, a więź łącząca nas dwóch była krucha.
Wszystko byłoby naprawdę spoko gdyby nie fakt, że strasznie się do mnie kleił. Wszędzie, w miejscach publicznych, w szkole, w drodze do domu, dosłownie nie miałem chwili dla siebie. Starałem się to ignorować, ale mi nie wychodziło. Udawałem, że mi to nie przeszkadza, a tak naprawdę miałem ochotę go rozszarpać na miejscu za dotykanie mnie.
Ludzie zaczynali się na nas dziwnie patrzeć, w sumie co im się dziwić. Nie ciągle można zobaczyć przytulających się do siebie prawie dorosłych mężczyzn. Znaczy ja wiem, że wyglądałem na młodszego niż w rzeczywistości jestem, więc może wszyscy, co mnie nie znali, myśleli, że Luhan to pedofil. Za bardzo się nie mylili…
Pewnego dnia jednak przesadził i to ostro. Chuchał na mój kark, żeby mnie tam potem pocałować. Myślałem, że go ze skóry obedrę, miałem na to naprawdę wielką ochotę, ale niepotrzebnie ugryzłem się w język. Niech sobie nie myśli, że wszystko mu wolno. Sprzedałem sobie mentalnego kopa. Chyba nigdy się do niego nie przekonam. No trudno, chociaż próbowałem.
Siedzieliśmy na przerwie, na korytarzu, ja między jego nogami, on oparty głową o moje ramię z rękoma splecionymi na moim brzuchu. Przechodzący obok uczniowie i nauczyciele wytrzeszczali na nas oczy. Westchnąłem cicho, miałem ochotę się wyswobodzić z jego objęć, ale trzymał mnie za mocno. Ciekawe kiedy przestanę mu być potrzebny, do czego nie wiem, i zapomni o mnie. Spodziewałem się, że jakoś za dwa tygodnie się mną znudzi.
- Co jest, Minnie? – szepnął mi do ucha, owiewając je swoim ciepłym oddechem. Mnie mimowolnie przeszedł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Dlaczego on musiał być tak blisko? Zaczynałem przez niego wariować i tracić zmysły.
- Nic… - powiedziałem, zacinając się. „Dalej cioto jebana, weź się w garść i powiedz mu, że cię denerwuje”, jednak nie miałem na to siły, albo po prostu nie chciałem go ranić. Stawiałem na to pierwsze.
- Mogę dzisiaj do ciebie wpaść? – zapytał ni stąd ni zowąd, zupełnie zbijając mnie z tropu. I tak w domu nie miałem od niego odpoczynku, bo moja matka ciągle nawijała, jaki to on jest cudowny i idealny. Kobieto! Ty go widziałaś jeden jedyny raz na oczy, ogarnij się!
Pokiwałem wolno głową, niech moja rodzicielka wie, jak mocno ją kocham. To było poświęcenie z mojej strony. Dobrze, że Luhan nie umiał czytać w moich myślach, bo pewnie by mu włosy zsiwiały, albo wypadły. Tak na marginesie to chciałbym to zobaczyć. Ależ ja mam wredne myśli, szkoda, że mu tego wszystkiego w twarz nie powiem. Z jednej strony nie lubiłem osób, które nie mówiły tego co myślą, a z drugiej sam tak robiłem. Chociaż obłudny nie byłem, o tyle dobrze.
Dzień w szkole minął mi niezwykle szybko. Zanim się spostrzegłem, już siedziałem u siebie w salonie na kolanach Lu. W telewizji leciał jakiś durny program dla durnych ludzi o durnym usposobieniu. Nawet nie mogłem się na nim skupić, bo ktoś ciągle musiał mnie rozpraszać. A to jakimiś uszczypliwymi uwagami, a to łaskotaniem mnie. W pewnym momencie miałem ochotę mu przywalić, prosto między oczy.
- Chcesz pójść do mojego pokoju? – zapytałem , bo szczerze znudziło mi się nieefektywne siedzenie na tyłku. Bez słowa puścił mnie, a ja wstałem. Potem chwycił mnie za rękę i pociągnął do mojej sypialni. Jakbym sam nie wiedział gdzie ona się znajduje. Doprawdy, serio mnie irytował.
Nie zabrał swojej ręki nawet jak usiedliśmy na moim łóżku. Tak jak nam było najwygodniej, czyli ja między jego wyciągniętymi nogami, tyłem do niego.
- Chciałeś o czymś pogadać? – szepnął mi do ucha, a mnie przeszła gęsia skórka. Zaraz, przecież to on chciał dzisiaj tutaj do mnie przyjść. Nie rozumiałem go, ale weź domyśl się o co idiocie może chodzić. No po prostu nie da rady. – No to może ja zacznę. Minnie, wszystko z tobą w porządku? – dotknął mojego policzka, odwracając moją głowę do tyłu, tak żebym na niego spojrzał. Jego oczy były przeszywające, jakby doszukiwał się we mnie czegoś, czego nie powinno być. Jakiejkolwiek oznaki słabości. Teraz przede mną stało pytanie: „Zaufać mu czy nie?”. W sumie nie miałem nic do stracenia, a był jedyną osobą, z którą teraz mogłem w miarę swobodnie pogadać. Jednak nie czułem się w jego towarzystwie na tyle komfortowo, żeby mówić mu całą prawdę, ale chociaż jej część mógł przecież poznać. Ja też chciałem się przecież zmienić. Od czegoś musiałem zacząć.
- Nie wiem jak zacząć – powiedziałem niepewnie, starając się unikać jego wzroku. Swoją uwagę co chwilę skupiałem na jego ustach, idealnie wykrojonych, w których miałem coraz większą ochotę się zatopić.
- Możesz sobie wyobrazić, że mnie tu nie ma – zaproponował, a ja pokiwałem wolno głową. Przez głowę przemknęła mi niezbyt pozytywna myśl, że i tak mi nie wyjdzie, ale spróbować nie zaszkodzi. Wziąłem głęboki oddech, żeby uspokoić za szybkie bicie swojego serca, które, nie wiem czemu, zaczęło nagle pompować krew.
- My, ludzie, jesteśmy bardzo ciekawymi istotami – zacząłem wolno, bardzo wolno. – Jesteśmy tylko mieszanką indywidualności, nasza historia zostanie kiedyś zapomniana, ponieważ nikt nie żyje wiecznie – do takich wniosków doszedłem już dawno temu, dlatego mówiłem to z kamiennym wyrazem twarzy, patrząc się w kąt mojego pokoju, ponad ramieniem Lu. Lubiłem rozmyślać nad życiem, dawało mi to poczucie, że wszyscy jesteśmy tacy sami i nie ma wyjątków.
- Minseok… - powiedział nieśpiesznie, jakby ciągle się zastanawiał nad sensem swojej niewypowiedzianej jeszcze wypowiedzi. – Czy ty masz depresję? Jeśli masz jakiś problem, to możesz się zawsze ze mną nim podzielić. Ostatnio strasznie schudłeś – przeniosłem na niego wzrok, tym razem wiem, że moje oczy wyrażały strach i niedowierzanie. – Chociaż nie zachowujesz się tak, czasami mam wrażenie, że tworzysz wokół siebie mur.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, wszystkie moje myśli były poplątane. Aż tak krótko zajęło mu rozszyfrowanie mnie? To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że istnieje wiele jednostek takich ja, że nie byłem nikim wyjątkowym. Zapewne nie jestem pierwszym, który przeprowadził z Luhanem taką rozmowę.
- Wiesz, istnieje różnica między tym, co ludzie robią i mówią, a tym co czują i myślą – kolejna złota sentencja na temat życia wypłynęła z moich ust. Lu uśmiechnął się i poczochrał moje włosy.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać – szepnął i pocałował mnie w czoło. Czy właśnie tak zachowują się przyjaciele? Nie wiem, bo nigdy żadnego prawdziwego nie miałem. To przykre, ale ten osobnik naprzeciw mnie był chyba pierwszym, któremu powiedziałem tak dużo o sobie. Nawet chyba przestało mi to przeszkadzać.

~☆~

Tak bardzo się myliłem. Myślałem, że jak Luhan się nacieszy swoim nowym przyjacielem, to się odwali. Nie stało się tak, a wręcz przeciwnie, skupił całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na mnie.
Denerwowało mnie to. Ja byłem nikim, on bożyszczem szkoły. Pewnie chciał mnie wyśmiać, publicznie upokorzyć lub coś takiego. Chociaż muszę przyznać, że nie wierzyłem w to, że on jest taki. Wydawał się być pełen pozytywnego spojrzenia na świat, jak małe dziecko, które jeszcze nie poznało, co to jest cierpienie. Tak bardzo go za to nienawidziłem. Osoba trzecia powiedziałaby, że jestem zwyczajnie zazdrosny o jego podejście do życia.
On miał wszystko, ja nic. Musiałem się zaharowywać na śmierć, żeby ktoś mnie zauważył, a i tak nie wyróżniałem się zbytnio z tłumu. Smutna prawda, sportowcy chyba zawsze będą bardziej oblegani niż umysłowcy. Żeby osiągnąć coś w sporcie, trzeba się wybić ponadprzeciętnymi zdolnościami. Nie każdemu się to udawało, ponieważ należało poświęcić dużo swojego wolnego czasu. Treningi na pierwszym miejscu i dawanie z siebie wszystkiego, a nawet jeszcze więcej. To chyba jedyne, czego w tym nienawidzę. Trenerzy nie patrzą na stany psychiczne ich zawodników, a przecież chodzi o to, żeby ułatwić im osiągnięcie swoich marzeń. Jednak nie każdy zostaje tym najlepszym, bo on może być tylko jeden. I weź tu zrozum logikę w tym wszystkim.
Siedziałem na ławce, podczas gdy Luhan zaraz miał zacząć swoje zajęcia z piłki nożnej. To przykre, że je trochę zaniedbał, głównie przez przyjaźń ze mną. Mimo to ja nie czułem się w żaden sposób winny z tego powodu, to była jego decyzja. Jest myślącym chłopcem, więc sobie poradzi.
- Luge! – krzyknąłem, gdy wybiegł na halę. Było za zimno, żeby robić je już na dworze, a nasza sala gimnastyczna była naprawdę spora. Spojrzał prosto na mnie i uśmiechnął się promiennie. Odpowiedziałem mu tym samym i pomachałem ręką, żeby się skupił na grze.
Nasze relacje uległy znacznemu ociepleniu od pamiętnej rozmowy. Jego dotyk już nie wzbudzał we mnie odruchu wymiotnego, nie przeszkadzał mi. Powiedziałbym nawet, że to polubiłem i tęskniłem, kiedy go nie było przy mnie. Jednak nigdy mu tego nie powiem, może sam się domyśli, a jak nie, to on naprawdę jest głupi.
Zaczęli od krótkiej rozgrzewki, po której ja pewnie byłbym padnięty. Obserwowałem ich wyćwiczone i płynne ruchy przy piłce. Nie wychodziłem z podziwu, to wszystko wydawało się takie proste, kiedy Luhan to robił. Aż mi rosło serce, gdy mu uśmiech nie schodził z twarzy, dużo się śmiał i zerkał na mnie co jakiś czas, jakby się upewniając czy ciągle jestem tam, gdzie byłem. Naprawdę kochał to i miał do tego wielki talent. Grali bez przerwy całe czterdzieści pięć minut, w rezultacie jego drużyna wygrała. W środku mnie rozchodziło się ciepłe uczucie, byłem dumny z niego i z tego, że mu dobrze poszło. Odprowadziłem wzrokiem całą drużynę przepoconych chłopaków do szatni, którzy żartowali i dowcipkowali mimo zmęczenia.
Wstałem z drewnianej ławki i ruszyłem do wyjścia, wcześniej jednak ogarnąłem całą halę wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłem siedzące dziewczyny na trybunach, dość sporo ich tu przychodziło. „Żałosne”, przeleciało mi przez myśl, jeśli miały tyle wolnego czasu to lepiej by się do nauki wzięły. Puste lafiryndy. Pewnie jakbym im w twarz powiedział, to by nie zrozumiały elokwencji moich słów. Wytapetowane pustaki, z takimi to nic nie zrobisz.
Westchnąłem i udałem się na korytarz, gdzie stałem oparty o zimną ścianę. Rozchichotane gówniary przyszły niewiele potem. Miałem dość ich krzywych twarzy. Myślą, że jak nałożą pół gładzi szpachlowej na twarz to ktoś je będzie chciał dotknąć? Gdybym nie posiadał takiego charakteru jaki posiadam, nie zbliżałbym się do nich nawet z półmetrowym kijem.
Moje samopoczucie spadało razem z wlokącymi się minutami, a Luhan ciągle nie wychodził z szatni. Co oni tam robili? Czyżby grupowa orgia im się pod prysznicami zamarzyła? Gdy drzwi się wreszcie otworzyły i wyszło z nich to coś, z czym muszę się użerać, rozległ się pisk, a ja stałem osłupiały. Ten cały wianuszek płci głupszej był do niego? Prychnąłem wyniośle, próbował skrzętnie i delikatnie ominąć swoje wierne fanki, ale wyszedł z tego jeszcze większy bajzel. Odwróciłem się napięcie i po prostu odszedłem jak najdalej od tego cyrku.
Kiedy stałem już na środku placu do wejścia do szkoły, dołączył do mnie Luhan. Spojrzałem na niego z mordem w oczach, na co on skulił się trochę w sobie. Natychmiast straciłem trochę z tonu i zaskakując nawet samego siebie, chwyciłem go za rękę i splotłem nasze palce ze sobą. Ścisnął mocno moją dłoń i uśmiechnął się pod nosem. Pewnie znowu miał zbereźne myśli.
- Pójdźmy dzisiaj na kawę – powiedział nagle, gdy znajdowaliśmy się już za furtką. Od razu się ożywiłem, kochałem ten ciepły, parujący napój. Bez zastanowienia zacząłem mu opowiadać o mojej ulubionej kawiarence, do której chodziłem regularnie. Pierwszy raz tak się rozgadałem przy Luhanie, co chyba można uznać za pozytywny aspekt. Powoli się chyba na niego otwierałem i akceptowałem to, że jest.
- No, to tutaj – odezwałem się po naszym krótkim spacerze. Dużo osób się na nas oglądało, pewnie przez nasze dłonie, cały czas złączone. Nie chciałem go puszczać, bo ciągle miałem wrażenie, że odejdzie, zniknie i nie wróci. Czy to nie było głupie, że tak szybko się do niego przyzwyczaiłem?
Weszliśmy do przytulnego pomieszczenia, ciepło uderzyło moje ciało. Czy rzeczywiście na dworze było momentami już tak chłodno? Muszę zacząć zakładać kurtkę, inaczej zacznie mi być zimno, a ja lubiłem ciepełko.
Usiedliśmy przy moim stoliku, dziwne, że ciągle stał pusty, ale to może dlatego, że stał na uboczu i przy toaletach. Większość osób siadała na środku, jakby chcieli być w centrum uwagi. Po chwili podeszła do nas kelnerka i zapytała o nasze zamówienia. Widocznie udzielała się do Lu, ale on na nią większej uwagi nie zwracał, całą poświęcał mi.
Dopiero po skończeniu naszego spotkania i odprowadzeniu mnie przez Luhana do domu zorientowałem się, że to wyglądało jak randka. Może to dziwne stwierdzenie, ale z takimi myślami położyłem się spać. Czułem się lekki jak unoszący się balonik z helem w powietrze.

~☆~

Można powiedzieć, że wszyscy brali mnie za takiego, jakiego starałem się im pokazać - bezproblemowego, uśmiechającego się gówniarza, po którym wszystko spływało jak deszcz po rynnie. Ci, którzy tak twierdzili byli w wielkim błędzie. Nie lubiłem rozmawiać o głębszych sprawach i w ogóle narzekać na swoje życie. Co nie znaczy, że mi się nie zdarzało, ale wtedy moimi słuchaczami byli rodzice. Nikomu nie zaufałem na tyle, żeby potok słów się ze mnie wylewał i nie myślał nad tym co mówię.
No właśnie… Nie do końca była to prawda, ponieważ Luhan zamącił moim światem. Sprawił, że rozmawiałem z nim o tych sprawach, które dusiłem w sobie i nie pozwalałem im wyjść na powierzchnię. Moje życie się zmieniło, ja się zmieniłem, mój pogląd na świat się zmienił. Wszystko było na innym miejscu. Nie do końca miałem pewność czy to dobrze, czy źle. Więzi z ludźmi ranią, to proste stwierdzenie dawno sprawiło, że się zamknąłem w sobie.
Teraz jednak gdy nad tym myślałem, to Lu dość szybko sprawił, że stał się dla mnie ważny. A może już wcześniej taki dla mnie był, tylko ja nie chciałem się do tego w głębi siebie przyznać? W końcu tylko on się tak naprawdę o mnie martwił. Denerwował mnie, to prawda, ale czy dzięki niemu nie czułem się także w jakimś stopniu ważny?
Westchnąłem przeciągle, za dużo czasu poświęcałem na rozmyślania, z każdym dniem coraz bardziej zbliżały się egzaminy. Co z tego, że będą za niecałe pół roku? Wbrew pozorom to bardzo mało czasu, zanim się obejrzę, a już będę siedział w ławce i rozwiązywał zadania, które będą moją przyszłością. To bardzo niedaleka chwila, który tworzy to co robię teraz. Czy to ma jakikolwiek sens?
- Minnie… - cichy szept tuż przy moim uchu wyrwał mnie z zamyślenia. Przełknąłem głośno ślinę, bo ciepły oddech owiał mi szyję, na której od razu zrobiła się gęsia skórka. Na policzki wstąpiły mi blade rumieńce, od kiedy on był tak blisko mnie? – Mogę cię o coś zapytać?
- Już to zrobiłeś – odszepnąłem, nagle mi się zrobiło gorąco, pewnie w pokoju było duszno. Wstałem z zamiarem otworzenia okna, ale przytrzymał moje ramię. Nie mogłem za bardzo możliwości się ruszyć, on a tyłu i jego ręka, która mnie doprowadzała do szału.
- Czy ty mnie nie lubisz? – zamrugałem kilkukrotnie. Co mu znowu strzeliło do głowy? Jakieś farmazony wymyśla… Ale co z takim możesz zrobić? Przecież się starałem mu zaufać, naprawdę dawałem z siebie wszystko.
- Niezupełnie – szepnąłem tak cicho, że nawet ja nie wiem, czy to byłem ja. Zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście wszystko co do niego czuję to negatywne emocje. I nagle mnie olśniło, a na moje rumieńce się pogłębiły. On nie mógł się dowiedzieć. – Powiedzmy, że cię znoszę. – milczeliśmy przez jedną, długą chwilę. To stwierdzenie zawisło między nami, a świadomość, że to było kłamstwo razem z nim. Napięcie w pokoju stało się tak namacalne, że można by je kroić nożem. Szkoda, że nikt na to nie wpadł. – Możesz już iść, chcę się dzisiaj wyspać? – rzuciłem, żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Dobrze – zgodził się i jakby z ociąganiem wyszedł z mojego pokoju. W progu rzucił mi jeszcze zmartwione spojrzenie, które zignorowałem. Padłem na łóżko, byłem zupełnie wyprany z energii, nic mi się nie chciało. Najlepiej jakbym obudził się w dalekiej, bezproblemowej przyszłości, która przecież i tak nie istniała.
Do moich oczu napływały łzy, żeby zaraz leniwie potoczyć się po policzkach, tworząc gorące ścieżki. Czy to znaczyło, że byłem słaby, bo nie potrafiłem poradzić sobie z własnymi emocjami? Zakryłem rękami twarz, czy światło z lampy nie mogło w jakiś magiczny sposób zgasnąć, a ja nie musiałbym ruszać swoich zgrabnych liter, żeby je wyłączyć? Nie. Ponieważ cuda na tym świecie to tylko wybujała wyobraźnia niektórych ludzi. Realizm mieszający się z baśniowością, czy jakoś tak to szło. Innymi słowy idioci, idioci wszędzie.
Wstałem chwiejąc się lekko i podszedłem do okna. Otworzyłem ja na całą szerokość, wdychając zimne powietrze, które natychmiast wywołało dreszcze na mojej twarzy. Moje zaczerwienione oczy od razu zamrugały kilkukrotnie. To było lepsze niż jakikolwiek energetyk, szybciej pobudzało. Westchnąłem i zgasiłem światło, żeby po chwili zakopać się w miękkiej i ciepłej pościeli. Moje łóżko kochałem najbardziej ze wszystkich przedmiotów martwych, ale co się dziwić. Najczęściej tutaj wypływały moje wszystkie czarne i pełne pogardy do świata myśli, jednocześnie mnie odprężając i sprawiając, że nigdy nie chciałem opuścić tego miejsca.
Minseok, czy ty popadasz w paranoję? Nikt nie zachwyca się takimi codziennymi i oczywistymi rzeczami jak ty.” Z takimi myślami zasnąłem. Często moja krytyka wewnętrzna była bardziej bolesna niż czyjakolwiek inna, bo była moja i starałem się, żeby nie było w niej za dużego mniemania o sobie.

~☆~

Klasa plus przerwa równa się koszmar, szczególnie ta najdłuższa na obiad. Plotkujące panienki, które próbowały na siebie zwrócić uwagę po jednej stronie sali, a chłopcy żywo gadający o ostatnim meczu w lidze po drugiej. Pod oknem na samym końcu samotnie siedzący Minseok ze słuchawkami na uszach, który coś bazgrolił w zeszycie.
Normalny obrazek, taki jak zawsze, ale coś się w nim nie zgadzało. No właśnie, przecież ostatnio swój czas spędzałem z Luhanem, a tu proszę. Nagle siedzę sam. Chciałbym, żeby się okazało, że się w końcu odwalił, lecz niestety. Bożyszcze szkoły zachorował, a ja zostałem sam jak palec wokół bandy kretynów. Jeden gorszy od drugiego.
Nagle wszystkie krzyki, które słyszałem mimo muzyki dźwięczącej mi w uszach, ucichły. Zdezorientowany podniosłem głowę, by za chwilę ją opuścić. W progu klasy stał wysoki pierwszoklasista z tlenionymi kłakami na głowie i wyraźnie znudzonym wyrazem twarzy. Schowałem mp3 do plecaka. Czego ten młokos tutaj szukał?
Sehun, cóż, można go opisać jako następne bożyszcze w szkole. W sumie nie do końca wiem czemu stał się taki popularny. Pewnie przez swój wygląd i figurę, której nawet ja mu zazdrościłem, a powiedzmy sobie szczerze, gruby nie byłem. Już nie. Teraz wystawały mi prawie wszystkie kości, co było nie tyle przerażające, co przyjemne.
Wracając, Oh obrzucił wszystkich swoim spojrzeniem bazyliszka, a swój wzrok zawiesił na mnie. Powoli zaczął się do mnie zbliżać, a mnie niepewność i strach zjadały od środka. Czego on tu szukał, chyba nie mnie. Musiało mi się coś wydawać. Spanikowany bliską konfrontacją z Sehunem zacząłem udawać, że czytam coś z podręcznika.
- Ty jesteś Minseok. – padło bardziej stwierdzenie niż pytanie. Powoli pokiwałem głową, niemal czułem jak mi gula rośnie w gardle ze stresu. Bałem się go, wydawał się oschły i nie liczący się z ludzkim zdaniem. Ogólnie na pewno przeciwieństwo Luhana. – Możemy pogadać? – kolejne kiwnięcie. – Ale nie tutaj, gdzieś na osobności, może w bibliotece? – jeszcze jedno kiwnięcie. – To chodźmy – powiedział i odszedł, a ja ślepo za nim, ciągle będąc skołowany tym wszystkim.
Gdy wreszcie doszliśmy do, o zgrozo, klimatyzowanego pomieszczenia i usiedliśmy przy jednym biurku, Sehun zaczął bez owijania w bawełnę.
- Dobra, powiem prosto z mostu – wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie z zaciętością w oczach. – Odwal się od Luhana.
Wbiło mnie w krzesło, wypuściłem trzymane powietrze, a serce zabiło mi szybciej. Co? To był ten powód ciągnięcia mnie tutaj ze sobą? Nie potrafiłem dobrać odpowiednich słów, więc milczałem, co chwilę otwierając usta i zamykając je z powrotem. Właściwie to co to miało znaczyć? Co on zazdrosny jest, czy jak?
- Po pierwsze, – zacząłem zachrypniętym głosem. – To on się do mnie ciągle klei i to on zaczął tę naszą znajomość, więc skargi proszę kieruj do niego, nie do mnie. Po drugie, on nie jest twoją własnością, więc choćbyś nie wiem co powiedział…
- Jesteśmy ze sobą – wysyczał w moją stronę, a mnie kolejny raz ścięło z nóg. Jak to są „ze sobą”? Poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu. To bolało. Raniło mnie bardziej niż cokolwiek innego wcześniej. Zatkało mnie. Dosłownie już chyba nic nie mogłem dodać. – Widzę jak na niego patrzysz, zależy ci na nim, ale nie tak jak powinno. Dlatego mówię ci o tym, żebyś sobie złudnych nadziei nie robił.
Spuściłem głowę. Poczułem jak w oczach zbierają mi się łzy. Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiedziałem, a nie wcześniej? Inaczej nie zauroczyłbym się w nim. Po prostu nie. „Minseok, widzisz, co żeś znowu narobił? Prawie zniszczyłeś ich idealny związek.”
- Nie martw się, jeszcze znajdziesz osobę, którą pokochasz równie mocno – poklepał mnie po ramieniu, a ja wzdrygnąłem się na jego słowa. Przecież ja nie kochałem Luhana. Był mi bliski i może zaczynałem do niego czuć coś więcej, ale to na pewno nie była miłość. Nie tak ją sobie wyobrażałem.
- Ja go nie kocham – powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, tylko po to, żeby utwierdzić się w tym fakcie. Znowu zabolało mnie w okolicach serca, czyżby wyrzuty sumienia? Przecież to niemożliwe, żeby to była prawda. Nie, po prostu nie. Nie zgadzałem się na to.
- Wmawiaj sobie dalej – rzucił wstając z krzesła. Odwrócił się jeszcze w moją stronę, gdy był już przy drzwiach wyjściowych. – W sumie to mi cię nawet szkoda, niespełniona miłość zawsze jest trudna.
Siedziałem jeszcze chwilę, nawet nie podniosłem się na dźwięk dzwonka. Prawda uderzyła mnie z siłą siarczystego policzka. Skuliłem się, podciągając nogi pod brodę. Zacząłem się lekko kołysać, tak żeby nie spaść, chociaż nie zależało mi na niczym. Mogłem równie dobrze utonąć w ciemności, już nigdy nie zdolny do jakiegokolwiek podziwiania świata. Dopiero wtedy zrozumiałem, że moje depresyjne myśli to nic w porównaniu z tym. Przykre, ale cholernie prawdziwe.

~☆~

Po tym jak wściekła na mnie bibliotekarka kazała mi wyjść i już więcej tam nie wracać, udałem się do domu. Nie miałem na nic ochoty. Ewentualnie poleżeć sobie w spokoju i zapaść w głęboki sen, chociaż nie wiem, czy by pomógł, bo znając mnie i moją psychikę, zaraz przyśniłby mi się koszmar. Co jeszcze bardziej by mnie dobiło. Co robić?
Pewnie obejrzę jakąś łzawą komedię romantyczną, jeśli się nie rozryczę jak stara dziewica z ponad dziesięcioma kotami. W życiu nie było tak samo jak w filmach czy w baśniach. Dobro nie zwycięża, a zło nie zostaje pokonane. Na tym polega realizm, nic nie kończy się szczęśliwie, bo tak. Trzeba mieć też w tym swój wkład. Użalenie nad sobą niczego mi nie da, ale co mogłem zrobić w tej sytuacji. Miłość zawsze boli, nic na to nie mogłem poradzić.
„Luhan nie mógł być mój, ponieważ był Sehuna.” Ta złota myśl kotłowała mi się w głowie przez cały dzień, nie dając spokoju choćby na minutę. Krzątałem się po domu bez wyraźnego celu, chodziłem to tu, to tam, nie mogąc na niczym skupić swojej uwagi. Rozpraszałem się bez względu na to, co zaczynałem robić. Co jakiś czas popłakiwałem sobie żałośnie, ale już nie tak rzewnie jak wcześniej.
Paczka chusteczek i zasmarkany nastolatek zawinięty w kocyk, który ogląda jakiś film w telewizji. Taki obrazek zastała moja mama, gdy wróciła po pracy do domu. Zmartwiona od razu zaczęła zadawać mi miliard pytań na sekundę, a ja próbowałem wszystko zbagatelizować, ponieważ byłem to tylko ja i moje głupie uczucia, którymi próbowałem się nie przejmować, tylko schować w głąb siebie. Najlepiej tak, żeby nikt ich nie zobaczył przez resztę mojego krótkiego żywota.
Po dostaniu ostrej reprymendy za to, że się zerwałem i ostrzeżeniu, żebym tego więcej nie robił, udałem się do swojego pokoju. To był zły pomysł. Przesiąknięte wspomnieniami ściany, kiedy razem z Luge rozmawialiśmy o bzdetach przytuleni do siebie. Ile to już minęło? Dwa miesiące? Mam wrażenie, jakby cała nasza „przyjaźń” zaczęła się wczoraj. Czas tak szybko leciał. Nie potrafiłem za nim nadążyć. Byłem już tym wszystkim zmęczony, przydałoby mi się zasnąć i nie budzić, najlepiej do końca świata, a nawet jeszcze dłużej.
Położyłem się na jak zwykle posłanym łóżku, to zabawne, że zajmowało większą część pomieszczenia, w którym się aktualnie znajdowałem. Pozostałą część okupowało biurko z krzesłem obrotowym i szafka na ubrania. Można powiedzieć, że wiele do życia mi nie było potrzebne. Jawne kłamstwo, ponieważ była mi jeszcze potrzebna jedna osoba, ale to chyba do szczęścia, więc się nie liczy.
Bałem się zmrużyć oczy. Bałem się koszmaru, jaki może moja głowa mi pokazać we śnie. Bałem się pójść spać i obudzić w innej rzeczywistości, tej mroczniejszej, jakim były zakątki mojego umysłu. Znowu działo się to samo, moja psychika się powoli sypała, tak samo jak wcześniej. Nie chciałem przechodzić jeszcze raz przez to samo. To był mój koszmar, którego nigdy nie zapomnę. W końcu ile razy twoje życie wywraca się do góry nogami? Najwidoczniej dużo.
„No już Minseok, weź się w garść.” To było trudne, ale wiedziałem, że jestem w stanie. Moje życie znowu musiało wrócić do normy, a ja musiałem udawać, że nic się nie stało. Czułem się tak, jakbym dawał za wygraną i nie walczył, tylko wywiesił białą flagę. To było proste. Po prostu powiedzieć: nie. Moja logika właśnie wkroczyła na nowy poziom, bo przeczyłem sam sobie i nawet ja to widziałem.
Tak, cóż, ale w końcu nie codziennie traci się członka rodziny. „I co Minseok, po co ci było roztrząsanie tego?” Cóż, muszę pamiętać o tym, że mój ojciec był bohaterem, który został postrzelony przez jakiegoś złodzieja. Jednocześnie rozpierała mnie duma, ale z drugiej strony to był dla mnie koszmarny czas. Stanie na pogrzebie w dzień bez ani jednej chmurki, bo świat szedł do przodu, nie patrząc na to, ile osób zrani po drodze.
To wydarzenie mnie zmieniło, nie byłem już ufny. Moje życie osiągnęło pewien punkt kulminacyjny, zupełnie jak w książce, która potem idzie na półkę i się o niej zapomina. Zupełnie jak o pewnym chłopcu, którego historia została zapisana w czarnych kartach. Miałem czasami wrażenie, że to nie tak miało się potoczyć, że moje decyzje były złe i doprowadziły do tragedii. Nie można w końcu nikogo winić, mój tata miał mimo wszystko niebezpieczny zawód, w którym po prostu czasem ktoś ginie.
Przewróciłem się na drugi bok i zakryłem głowę kołdrą. Czy niepotrzebne myśli nie mogły tak po prostu sobie odpłynąć i zostawić mnie w spokoju, a ja byłbym wolny? Jakakolwiek jest definicja „wolności”. Zawsze mi się wydawało, że to niepodleganie zasadom i robienie tego, co się chce, może jednak chodzi o umysł, który zaciska nas samych, może to złe spojrzenie na to co nas otacza. Może, bo nikt nie powiedział nie.

~☆~

Następnego dnia byłem nie do życia. Wielkie sińce pod oczami, ból głowy i mina jakby dopiero co mnie zgwałcili. A tak poważnie, to czułem się zmemłany, wszystko mnie bolało, bo co chwilę zmieniałem pozycję do snu.
Nie chciało mi się iść do szkoły, ale to miał być ostatni dzień tuż przed weekendem, więc się spiąłem w sobie i zebrałem swoje rzeczy. Miałem nadzieję, że nam trochę dzisiaj odpuszczą, ale jak to mówią "nadzieja matką głupich". Nie było nawet cienia szansy na luźniejszy dzień. W końcu egzaminy tuż tuż. Westchnąłem. Kolejny powód, żeby sobie nie odpuszczać, choćby bolało, piekło i szczypało. 
Zacząłem się ubierać w swój mundurek, wyglądałem w nim całkiem dobrze. Biała, zwykła koszula, szara kamizelka, czarne spodnie i krawat. Normalny zestaw, który tak naprawdę mógł sobie skompletować każdy. Nie tak jak w innych szkołach, w sumie lepiej dla naszych uczniów.
Gdy byłem już gotowy, wyszedłem z domu. Każdy dzień wyglądał podobnie. Taka sama, niezmienna postać rzeczy, która coraz podpadała pod monotonię, a ona jest nudna. Ciągle robisz to samo, bez większej zmiany. Znaczy tak było, dopóki Luhan nie wszedł swoimi brudnymi buciorami w moje życie i stał się tym czymś innym. W sumie to on już w nim wcześniej był, więc co się stało? Czy to moje podejście do niego nie było już takie samo, co wcześniej? Możliwe, że tak było.
Przemierzałem szybkim, równym tempem ulice Seulu. Nie śpieszyło mi się na lekcje, a nawet chciałem się spóźnić, żeby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji z ludźmi. Prawie nikomu nie pozwalałem się do siebie zbliżyć, bo więzi bolały, ale sprawiały też, że było czasami różowo aż do porzygu.
Kłębek myśli i nerwów to najkrótszy opis tego, jak się w tej chwili czułem. Żadne puzzle w mojej głowie do siebie nie pasowały, bo w końcu po co Luge się do mnie zbliżył? Wyszedłem na idiotę, jeszcze większym byłbym kretynem, jakbym mu powiedział o tym co do niego czułem. Miałem ochotę prychnąć ze śmiechu i z politowaniem przejść obok, jak to zwykle robiłem. Moja skorupa zimnego i bezuczuciowego opadła, a ja pozostałem nagi i bezbronny.
Doszedłem do bramy, jeszcze parę metrów i znajdę się na placówce, która mimo wszystko pozostała mi obojętna, jednak bałem się, kogo mogę w niej zastać, a raczej co mogę w niej zobaczyć, czytaj: obściskującego się Sehuna z Luhanem na środku korytarza. Mało realistyczny scenariusz, ale właśnie tak było. Moja popaprana wyobraźnia podsuwała mi gorsze i gorsze, a ja szedłem z coraz bardziej zawieszoną głową. Niech ten dzień się już skończy. Czy prosiłem o tak wiele?
Chyba tak, bo dobił mnie widok siedzącego Lu w ławce. Jeszcze dzień się dobrze nie zaczął, a ja już miałem depresyjne myśli, które tylko jedna osoba wywołała. „Świetnie Minseok, jak ty masz przetrwać dzisiejszy dzień?” mówiłem sobie, gdy siadałem w ławce. Czułem na sobie znowu ten wzrok tej samej osoby. Miałem ochotę mu przywalić, ale zaraz sobie przypomniałem, jak to się skończyło ostatnim razem, więc odpuściłem. 
To przeszywające spojrzenie doprowadzało mnie do szału i sprawiało, że serio miałem go dość. Swoim chłopakiem by się zajął, a nie leci na nowe podrygi. Normalnie skacze z kwiatka na kwiatek, ale ja nie będę jego zastępstwem. Za wysoko się ceniłem, raczej swoją dumę, bo moja samoocena nadal była niższa niż dno najgłębszego jeziora.
Każda lekcja dłużyła mi się niemiłosiernie. Starałem się skupić na tym, co mówią do mnie nauczyciele, a jednocześnie ignorować pewnego osobnika. „Tego, którego imienia nie wolno wymawiać”, czy jakoś tak to szło. W sumie nie ważne jest to, żeby powtórzyć słowo w słowo to, co się słyszało, tylko żeby zrozumieć sens i opisać swoimi słowami.
Zbierało mi się serio na większe przemyślenia i to był błąd, bo im więcej myślałem i się zamartwiałem, tym bardziej to psuło mój i tak już zszargany nastrój. Luhan widocznie chciał do mnie zagadać, ale unikałem go jak ognia. Oczywiście on za żadną cenę nie chciał odpuścić. Ja tak samo, tylko omijanie go było trudniejsze, bo zdawał się być wszędzie i wszystko dokładnie wiedzieć, może miał Mapę Huncwotów, bo ja wiem. Za bardzo bym się nie zdziwił.
Nie miałem zamiaru słuchać jego głupich wyjaśnień, jeśli nawet zdobyłby się na takowe. Stanąć i powiedzieć mi prosto w oczy, że byłem zabawką, bo nigdy nikt taki jak on by się mną nie zainteresował. Smutna prawda. Życie to nie bajka, w nim nie ma miejsca na happy end. Zawsze ludzie i ich jebane uczucia muszą coś spieprzyć. Ja lepszy nie byłem pod tym względem, jednak to różniło nas od zwierząt. Chyba.
Najdłuższa przerwa okazała się być najgorszą. Gdy już miałem nadzieję, że nie zostanę znaleziony – kanciapa woźnego pod schodami nie była za często uczęszczanym miejscem – drzwi otworzyły się pod naporem. Zastygłem w niemym oczekiwaniu, podciągając nogi pod brodę. Chciałem chwili spokoju, prosiłem o tak wiele? Światło raziło moje oczy
- Minnie… - usłyszałem ciszy szept Luhana. Ścisnąłem swoje kolana, zapewne zostawiając siniaki. Podszedł do mnie, a ja nijak mogłem się odsunąć, bo za mną była twarda, zimna ściana. Czy ten gość nie mógł sobie chociaż raz odpuścić i zostawić mnie w spokoju? – Dlaczego mnie unikasz? – padło, a napięcie między nami było bardzo wyczuwalne. Usiadł obok mnie w takiej samej pozycji, nasze nogi stykały się ze sobą, co wywoływało ciepło rozchodzące się po moim ciele. Trwaliśmy chwilę w zupełnej ciszy, ciemność otaczała nas ze wszystkich stron, ponieważ ktoś musiał zamknąć drzwi, a nie zostawić je chociażby lekko uchylone. – Nie masz zamiaru nic odpowiadać – stwierdził bardziej niż zapytał, lecz i tak pokiwałem głową. – Dobrze, więc ja będę mówił. Nie wiem, kto ci czego o mnie nagadał, ale to nieprawda…
- Sehun mi powiedział o waszym szczęśliwym związku – przerwałem mu jego monolog, zanim zdążył się rozkręcić na dobre. Chyba się tego nie spodziewał, bo zamilkł na dobrą minutę, która wydawała się w tym malutkim pomieszczeniu wiecznością.
- To nieprawda – w jego głosie dało się słyszeć nutkę wściekłości i zaskoczenia. Przeszły mnie ciarki od samego jego tonu, który do niego zupełnie nie pasował. Do tego narwanego, klejącego się czegoś. Najwidoczniej nie znałem go tak dobrze, jak mi się wydawało. – Nie przejmuj się nim, to tylko napalony na mnie pierwszoroczniak – kontynuował i znowu zapadło milczenie, tym razem trwające zaledwie kilka sekund. – Czekaj… - powiedział wolno, wypuszczając powietrze. – Czy ty byłeś o mnie zazdrosny? - Na usta cisnął mi się zgryźliwy komentarz, pełen przekleństw i wyzwisk, ale nie byłem w stanie robić uniku. Nie chciałem już uciekać, dlatego moją odpowiedzią było kiwnięcie głową. – Chodź, musimy już stąd iść – to stwierdzenie uderzyło mnie jak piorun. Czy on nie widział, że potwierdziłem jego słowa? Nieczuły drań.
Nagle coś do mnie dotarło z taką siłą, że chciałem skoczyć z mostu, albo walnąć się w swoją pustą głowę. Przecież było ciemno, a Luhan najprawdopodobniej nie ma noktowizora w oczach. Serio kiedyś zginę przez własną głupotę. Szkoda opisywać. 
Nim się zorientowałem, już człapałem z Lu za rękę przez całą szkołę ze zwieszoną głową, jak małe dziecko, które zrobiło coś złego i boi się ponieść konsekwencje. Może właśnie tak było, a jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się, że prowadzi mnie w zupełnie innym kierunku. Już chciałem się wyrwać, ale trzymał mocno. Byłem ciekawy, co mu znowu strzeliło do głowy.
- Zaraz będzie dzwonek – wyszeptałem, nadal patrząc się na swoje buty. Rzucił mi krótki uśmiech przez ramię. Kiedy zorientowałem się, że prowadzi mnie do wyjścia ze szkoły, zacząłem się jawnie opierać. Darłem się jakby mnie ze skóry obdzierali, ale zarówno Luhan, jak i pozostali, którzy nas mijali, nie zwracali na to najmniejszej uwagi. – Zadowolony? Wyciągnąłeś mnie na dwór, jest strasznie zimno, wracajmy do środka. Jak przez ciebie się rozchoruję, to się potem z tobą policzę. Jeszcze nie wiem, co ci zrobię, ale będzie bolało i to bardzo. Będziesz mnie błagał o litość, a ja w swojej wspaniałomyślności ci nie daruję i dalej będę cię torturował, ciesząc się każdym twoim przeraźliwym krzykiem rozpaczy – Luhan nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Gdzie on mnie ciągnął w taką pogodę? – A tak poważnie, to gdzie mnie zabierasz?
- Gdzieś, gdzie unikniemy wścibskich ludzi – tego mi było potrzeba, odpoczynku od nich. – Wydaje mi się, że moje mieszkanie będzie do tego idealne – dodał mimochodem, a mnie po raz kolejny ścięło z nóg. Co przepraszam? Stop, wróć, powtórz. A co z moimi rzeczami? Nie zostaną chyba tak sobie? – Nie martw się o nic, poproszę kogoś, żeby zabrał nasze plecaki.
To mnie wcale nie uspokoiło, serio martwiłem się o swoje zdrowie. Dotarło do mnie, że jeszcze nigdy nie byłem u niego w domu, więc poddałem się w połowie drogi. Ciągle przesiadywaliśmy u mnie, bo podobno bliżej było. 
Gdy dotarliśmy na miejsce, co wbrew pozorom nie zabrało dużo czasu, Luhan od razu się do mnie przyszpilił. Ledwo domknęły się za mną drzwi, a ja wylądowałem w jego ramionach. Poklepałem go po plecach z zamiarem dodania mu otuchy. Zdawało mi się, że on też chce trochę wsparcia, w końcu ile można tryskać pozytywną energią na prawo i lewo? Każdego to męczy. Odkleił się ode mnie i zaczął szurać nogami w miejscu, jakby nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nagle wykonał jakiś bliżej nieokreślony ruch ręką, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Czy tylko moim zdaniem zrobiło się trochę niezręcznie?
- Chodź, oprowadzę cię – szepnął i odszedł, a ja za nim. Jego mieszkanie okazało się dość sporawe, widać było, że mieszkał tu z rodzicami, bo sam takiego porządku by nie zrobił. Dosłownie wszystko lśniło czystością, oprócz jego pokoju. Tu już widać było, kto w nim rządził. Usiadłem na jedynym miejscu, które wydawało się czyste, czyli na parapecie. Luhan chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić i w ostateczności podszedł do mnie. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego – zaczął powoli. Zabrzmiało poważnie, więc czekałem na jego dalsze słowa. – Nie wiem od czego i jak zacząć…
- Nie martw się, wal prosto z mostu – ledwo wypowiedziałem te słowa przez narastającą gulę w gardle. Znowu coś sobie pewnie ubzdurał, ale od kiedy nasza „znajomość” się zaczęła, moje życie stało się dużo ciekawsze. Oparł jedną rękę o kant parapetu, a druga powędrowała do mojego policzka, muskając go opuszkami palców. Przejechał delikatnie do kącika moich ust, a potem do mojej dolnej wargi, żeby tam zostać na chwilę. Przeniósł ciężar ciała na swoje nogi, które teraz były między moimi i objął swoimi dłońmi moją twarz. Idealnie się na nich ułożyły, jakby właśnie tutaj było ich miejsce. 
- Minnie… - zaczął, patrząc mi głęboko w oczy. Jego wzrok był niczym wypuszczonego przed chwilą szaleńca, a może to była desperacja? – Kocham cię – powiedział, a ja poczułem się jak w kiczowatej dramie, w której wszystko kończy się szczęśliwie. Nie wiedziałem jak zareagować, ale nawet nie miałem na to czasu, bo zaraz poczułem wargi napierające na moje.
Pocałunek był lekki, ale intensywny, zawrócił mi w głowie. Luhan przyciskał mnie do siebie z pewną stanowczością, jakby bał się, że sobie pójdę i nie wrócę. Całował wolno, tak jakbyśmy mieli mnóstwo czasu, a jutro miało nie nadejść. Nasza wieczność, w której się zanurzyliśmy.
Otworzyłem usta ze zdziwienia, bo nigdy nie było mi tak przyjemnie i jednocześnie miałem wrażenie, że wybuchnę. Luge od razu to wykorzystał i wdarł się swoim językiem do mojego wnętrza, wszystko szczegółowo badając. Ciepło, które biło od niego, drażniący zapach perfum i delikatny dotyk sprawiał, że czułem się jak w niebie.
Jego zwinne rączki zostawiły moją twarz i zakradły się pod moją za długą koszulkę, ściskając moje biodra tak, że przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej. Zarzuciłem mu ręce na ramiona, z którymi wcześniej nie wiedziałem co zrobić. Zagarniałem pełnymi garściami to, co mi dawał, czyli spokój i bezpieczeństwo, oraz to, że jutro będzie lepiej.
Nie całowałem się po raz pierwszy, ale to był pierwszy raz, kiedy wszystko czułem tak intensywnie. W brzuchu co chwilę wszystko wywracało mi się do góry nogami, policzki mnie paliły, a płuca piekły z braku tlenu.
Oderwałem się od Luhana tylko po to, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jego twarz była oblana szkarłatnym rumieńcem, zupełnie jak moja. Nasze usta nadal były blisko i jego oddech przemieszał się z moim.
- Ja ciebie też – szepnąłem, spuszczając lekko głowę, żeby moje kosmyki włosów mogły zakryć moją minę i zawstydzenie. W końcu nie codziennie wypowiadałem się o swoich uczuciach, szczególnie tych najbardziej skrytych. 

~☆~

I tak minęła jesień, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, zupełnie jak w tandetnym filmie miłosnym. Zaczęła się zima, lekki puch przyozdobił ulice i drzewa, dając poczucie czystości. W pewnym sensie tak było, bo moja dusza odnalazła spokój, a ja znalazłem osobę, którą pokochałem całym swoim sercem, a może nawet mocniej.

5 komentarzy:

embrion pisze...

Zaczęłam czytać i się rozpłakałam. Później w połowie znowu. I na koniec to samo. Bardzo piękne i strasznie mi się podobało. Biedny Minnie na początku. To jak traktował Luhana. :|
Jeszcze potem Sehun, który tak namieszał w ich relacji. Ale końcówka idealna. ♥
Ogromnie się wzruszyłam. To był chyba pierwszy Xiuhan, jakiego czytałam.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. :D

ja pisze...

Jakie to było genialne *.*
I jeszcze XiuHan nie HunHan ,3
Ten ff wyszedł idealnie! Uwielbiam!!!!! <3

Anonimowy pisze...

wow! nic dziwnego, że tak długo pisałaś tego oneshota, bo jest na serio bardzo długi i piękny. chyba gdzieś tam wspominałam, że podoba mi się Twój styl pisania, ale nie zaszkodzi napisać to jeszcze raz. genialne opisy pełne sarkazmu. cudownie wykreowałaś postać Xiumina. tak się cieszę, że jednak Luhan nie odpuścił. miło, że tak zależało mu na przyjaźni z Minseokiem. i ta słodka końcówka!!!
pozdrawiam! :D

Anonimowy pisze...

Uwielbiam czytać takie ff. Czuję wtedy takie ciepełko i jestem kluską pełną różnych emocji bsjsbsnsjsbjssk ;;;;; ♡

Shiro pisze...

Bardzo mi się podoba charakter Minseoka, jaki wykreowałaś! Tak samo jest świetnie opisany :D
A do tego to szkolny XiuHan, więc jeszcze lepiej.
Mam nadzieję na jeszcze takie długie shoty :3

Prześlij komentarz