Gatunki: szkolne!au, romans, fluff, slight!angst
Pairing: Xiuhan
Beta: Neji
Ostrzeżenia: skarkazm... duuuuuużo sarkazmu
A/U: Przepraszam, że mnie tak długo tutaj nie było, ale pisanie tego ff wraz ze sprawdzaniem zajęło mi ponad miesiąc ;;; Zaczęłam pisać nowe dłuższe opowiadanie, które możecie znaleźć tutaj [link]. Za betowanie dziękuję Neji ♥ i przepraszam jeśli zdarzą się jakieś błędy ^^
Word count: 10,5k
Jesień.
Szczególnie lubiana pora roku w Korei. Liście drzew przybierają wtedy inne
kolory, paradoksalnie bardziej żywe, a przecież umierają. Nikt nie brał tego
pod uwagę, bo przecież na wiosnę wszystko będzie jak dawniej. Rozpocznie się
nowy cykl, ale dla mnie te wszystkie zmiany były największą magią, jaka mogła
istnieć na świecie. Uwielbiałem sobie robić długie spacery po parkach,
najlepiej samemu. Wtedy się wyciszałem, miałem wrażenie, że tylko dla mnie jest
ten błogi spokój, który wszystko otaczał. Rozkoszowanie się takimi momentami,
to według mnie prawdziwa definicja życia. Wszystkim się teraz gdzieś śpieszy i
nie mają czasu, a gdyby tak zatrzymać te ulotne, najważniejsze chwile? Tylko
nigdy nie wiadomo, kiedy one nadejdą, ani czy ich już nie przegapiliśmy. To
bardzo trudne w porównaniu z błahostkami dnia codziennego.
Chciałem tylko
wieść spokojne życie, nikomu w niczym nie przeszkadzałem. Nikt przecież nie był
chodzącym ideałem, chociaż może pośpieszyłem się z tym stwierdzeniem, ponieważ
istniała osoba bez żadnej skazy. Luhan zawsze wydawał mi się odległy, w pewnym
sensie magiczny i nierzeczywisty. Nie był tak ślepo zapatrzony w wianuszek
uczniów, który się naokoło niego zbierał. Mimo to powszechnie był akceptowany.
Pamiętam, że zazdrość za każdym razem pożerała moje serce, gdy jakaś
zdesperowana panna wyznawała mu swoje uczucia, jednak on nigdy nie przyjął
żadnej propozycji.
Oczywiście
świadomy byłem swoich uczuć, ale dopiero od niedawna. To przyszło nagle, jak
siarczysty policzek w twarz. Nie było tych wszystkich etapów zakochiwania się.
Wyłapywania spojrzeń, odwracania wzroku, przypadkowych dotknięć. To wszystko
było mi obce, a jednak tak bardzo chciałem, żeby coś zaistniało. Jakaś mała
iskierka nadziei się we mnie tliła, ale nigdy nie była na tyle mocna, by mnie
przezwyciężyć.
Chciałem się
pozbyć wszystkich złych emocji związanych z ludźmi. Może i wyglądałem na
spokojnego człowieka, ale to były tylko pozory. Starałem się, szło mi tylko do
pewnego momentu. Potem wszystko posypało się jak domek z kart na wietrze.
Konstrukcja bez dobrych fundamentów musi kiedyś upaść, podobnie jak moja
psychika.
Dlatego tak
lubiłem jesień. To była pora roku, kiedy najmniej zacząłem odczuwać samotność,
a moje życie powoli wracało okrężną drogą do ładu. Jednak parę rzeczy uleciało
bezpowrotnie, a parę nowych zyskałem. Nic przecież nie dostaje się za darmo.
Rzeczy zmieniają się jak pory roku, nie są trwałe. Czas idzie do przodu,
przecieka przez palce. Mam wrażanie, że za szybko. Zanim się spostrzegłem,
został mi ostatni rok do końca szkoły.
~☆~
Siedziałem w
ostatniej ławce, trwała właśnie ostania lekcja w ostatnim dniu tygodnia. Za
parę minut miał nadejść tak wyczekiwany przeze mnie weekend. Uśmiechałem się
szeroko sam do siebie. Być może to było złe, ale swoje problemy ukrywałem za
wiecznym optymizmem i sztucznym uśmiechem. Uważałem, że każdy mierzy się z
rzeczywistością na swój sposób, dlatego wolałem to przemilczeć i schować w
sobie. Brzmię pewnie jak filozoficzny ciołek, ale taka była prawda. Nie
istniałem sam na tym świecie, byłem tylko jedną miliardową całej ludzkości. Takie
małe i bezwartościowe coś.
Znowu czułem na
sobie czyjś przeszywający wzrok, dlatego przechyliłem trochę głowę w prawo,
żeby zobaczyć, kto mnie obserwuje. Nie zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem czarne,
jelenie oczy utkwione we mnie. Nie wiem czego znowu on ode mnie chciał, ale
wkurzał mnie coraz bardziej całą swoją osobą. Czasami wydawało mi się, że ma
wszystko w głębokim poważaniu, że robi to co musi. Inaczej było jak grał w
piłkę nożną, widać było po jego uśmiechu, że kocha ją całym sercem, a nawet
mocniej.
Starałem się
nie zwracać na niego uwagi. Jeszcze tylko chwila i zabrzmi tak upragniony
przeze mnie dzwonek. Jak najszybciej wstałem i spakowałem wszystkie swoje
rzeczy do już dość spranego plecaka z paroma dziurami i popsutym suwakiem. Nie
dbałem o niego, miałem go od początku liceum. Niemal wybiegłem z klasy, nie
chciałem tu dłużej zostawać. Nie z tymi wszystkimi kretynami, którzy nie
szanują innych i mają się za nie wiadomo kogo.
- Minseok! –
zawołał ktoś. Zignorowałem go udając, że nic nie słyszałem przez hałas jaki
panował na korytarzu. Wiedziałem, kto mnie woła, nawet nie musiałem się
odwracać, żeby mieć pewność. Starałem się zmieszać z tłumem pierwszaków, którzy
byli podobnego wzrostu do mojego. Nie wyszło mi, bo poczułem jak ktoś zaciska
swoje palce na moim przedramieniu, a mnie mimowolnie przechodzi dreszcz.
Luhan pociągnął
mnie w stronę pustej już klasy. Próbowałem mu się wyrwać, ale trzymał mnie za
mocno. Gdy znaleźliśmy się w środku, pchnął mnie na jakąś ławkę, a sam stanął
przede mną. Patrzyłem na niego ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, czego on ode
mnie znowu chciał?
- Dlaczego tak
dziwnie się zachowujesz w ostatnich dniach? – spytał mnie prosto z mostu, a ja
opuściłem głowę. Nie miałem ochoty o tym rozmawiać, nie z nim. Bożyszcze szkoły
się znalazł… Myśli, że jak wszyscy tak go uwielbiają to ja też będę? O nie… Co
to, to nie.
- Po co mnie o
to pytasz? Kim dla ciebie jestem, żeby obchodziło cię moja samopoczucie? Prawda
jest taka, że nic cię nie obchodzę, chcesz tylko poczuć się lepiej –
powiedziałem na jednym wydechu, patrząc na swoje buty. Zaraz dotarło do mnie
jak chamsko go potraktowałem, ale już swoich słów cofnąć nie mogłem. Dlatego
postanowiłem ulotnić się stamtąd jak najszybciej, korzystając z tego, że Luhan
stał w szoku i gapił się przed siebie z otwartymi ustami.
Odwróciłem się
od niego i trzasnąłem drzwiami, niech się trochę chociaż otrzeźwi. Życie nie
jest kolorowe, a problemy innych mnie nie obchodzą. Dlaczego po prostu mnie nie
zostawi w spokoju? Tak było by na pewno prościej dla niego i dla mnie.
„Uch… Spokojnie Minseok. Nie przejmuj się
tym dupkiem, zignoruj.” Tak właśnie sobie mówiłem po każdej, choćby
najmniejszej jego ingerencji w moje życie. Tym razem nie było inaczej. Tylko,
że doszło jeszcze parę bardziej wulgarnych epitetów.
Byłem już przy
wyjściu ze szkoły, gdy znowu mnie dopadł. Czy chociaż przez chwilę nie mogę
poczuć się wolny od niego? Dobrze, że teraz jest weekend, więc nie będę musiał
go oglądać przez całe dwa dni. Czy to zbawienie od świata?
- Naprawdę tak
o mnie uważasz? – zapytał zziajany, zapewne po biegu. Wyczekiwał odpowiedzi, a
ja nic nie mówiłem, tylko stałem i patrzyłem się na niego jak na największego
idiotę na ziemi. Co go obchodziło moje zdanie? Byłem nikim. Marnym człowiekiem
jakich wielu.
- Tak, naprawdę
tak sądzę, coś jeszcze? – rzuciłem od niechcenia. Co się mnie tak uczepił jak
rzep psiego ogona? Potrzebny mu do czegoś byłem? Nie. No właśnie. Dlatego nie
czekałem na jego odpowiedź w tej bezsensownej konwersacji. Po prostu odszedłem,
czując jego wzrok na sobie.
Gdy wróciłem do
domu, czekała mnie dość nieprzyjemna niespodzianka, a mianowicie goście i ich
głupi bachor, którym musiałem się zająć. Nie lubiłem dzieci, wkurzało mnie, że
mogą zawyć i już mają od swoich rodziców wszystko, co chcą. Mus to mus, jakbym
nie pobawił się chociaż przez chwilę z tym rozwydrzonym czymś, od razu by było,
że się na mnie wszyscy bardzo zawiedli. Dobre sobie, może nie jestem jeszcze
pełnoletni, ale już niedługo i się wyprowadzę i zobaczymy.
Może nie
brzmiało to za bardzo realistycznie, ale taki właśnie miałem plan. Potem już
nic mnie nie będzie obchodzić, oczywiście bez niedzielnych obiadków się zapewne
nie obędzie, zawsze lepsze to niż dalej mieszkanie z rodzicami pod jednym
dachem. Czasami miałem ich po prostu dość. Chciałem się zamknąć w swoim pokoju
i nie wychodzić, dopóki przestaną się o wszystko czepiać, jakby swojego życia
nie mieli.
Mój wewnętrzny
monolog przewał huk i głośny ryk. Skrzywiłem się. No pięknie. Czteroletnie
dziecko wywaliło się na prostej, bo chciało do mnie pobiec, ale jakimś dziwnym
zrządzeniem losu potknęło się o mały samochodzik, który wcześniej tam
zostawiło. Jeszcze tylko brakowało mi, żebym dostał szlaban przez tą „ moją”
nieuwagę.
Ciotka wpadła
do pokoju, prawie wyważając drzwi. Spojrzała się na mnie, jakbym nie wiem,
dziecko jej zgwałcił, albo wypatroszył. Patrzyłem się z politowaniem, jak
zaczęła ściskać tego swojego bachora ze wszystkich sił, ja bym na jej miejscu
trochę uważał. Jeszcze komuś krzywdę zrobi, albo udusi tego małego diabła.
Chociaż w sumie kto by płakał? Ja nie, mniej problemów na głowie bym miał.
Pewnie wyjdę na bezduszną świnię, ale trudno.
Wstałem z
podłogi, otrzepałem spodnie z kurzu i wyszedłem, jak najdalej od tej patologii.
Musiałem się przewietrzyć, a nie ma nic lepszego od patrzenia w nocy na
gwiazdy. Najlepszym miejscem na to był dach, na który swobodnie mogłem wchodzić
przez moje okno. Znaczy musiałem się trochę wdrapać, ale od ponad dziesięciu
lat nie stanowiło to dla mnie większego problemu.
Gdy już siedziałem
sobie spokojnie i patrzyłem w niebo, zaczął mi wibrować telefon. Pewnie sms od
zmartwionych rodziców z zapytaniem: „gdzie ja się znowu zdążyłem zapodziać”.
Dlatego po prostu go zignorowałem. Potrzebowałem odciąć się od świata, a to
miejsce było do tego idealne. Chciałem zapomnieć o wszystkim, nawet nie
przeszkadzał mi fakt, że było dość chłodnawo, a ja siedziałem w samej koszulce
z krótkim rękawem.
Cisza to coś,
co ceniłem sobie najbardziej w takich chwilach. Moje myśli płynęły, nie
zważając na czas w jakim to się działo. Z każdą mijającą sekundą dochodziłem do
coraz bardziej przerażających wniosków. Zazwyczaj po takich przemyśleniach
czułem się jak nic niewarty śmieć i szedłem płakać w poduszkę. Już dawno
znudziło mi się udawanie twardego, ale nikt nigdy nie widział moich łez, więc
na pierwszy rzut oka byłem inny, niż się wszystkim mogło wydawać. Taki już po
prostu byłem i nic tego nie zmieni.
Westchnąłem,
czułem jak gorące krople parzą moje policzki. Zacząłem cicho szlochać, podkuliłem
nogi i oparłem oczy o kolana. Nie wiem ile tak siedziałem, ale w pewnym
momencie czyjeś silne ramiona objęły całą moją kruchą posturę. Chciałem
odtrącić natrętnego kogoś, ale nie udało mi się to, wręcz przeciwnie - zacisnął
bardziej swoje ręce, przez co przez chwilę nie mogłem oddychać. Nadal mi było
zimno, ale nie tak jak wcześniej, bo przyjemne ciepło biło od osoby obok. Nie
patrzyłem kto to, nie ciekawiło mnie to ani trochę. Ten ktoś zaczął mnie powoli
głaskać po głowie, a mi zrobiło się naprawdę miło. Bawił się kosmykami moich
włosów, zanurzał w nich długie palce i przeczesywał. Chłonąłem zapach drogich
perfum, który drażnił mi nos, a ja miałem wrażenie, że skądś znam ten zapach.
Wydawało mi się, że ta chwila jest w pewnym sensie magiczna i nieprawdziwa, ale
chciałem się jej poddać.
Cały czar
prysnął, gdy się obudziłem i zdałem sobie sprawę, że to był sen. Parę faktów
jednak się nie zgadzało, byłem owinięty kocem, a moje włosy sterczały w różnych
kierunkach. Stwierdziłem, że dość wrażeń na dziś i poszedłem spać. Wcześniej
jednak sprawdziłem telefon. Jedno połączenie przychodzące i cztery smsy od
nieznanego numeru. Miałem taką zasadę, że jak nie znam to nie otwieram i od
razu usuwam. Tym razem nie było inaczej.
Nękany jakimś
dziwnym poczuciem winy, narzuciłem na swoją głowę kołdrę i pozwoliłem, żeby
ogarnęła mnie ciemność.
~☆~
To uczucie,
kiedy budzisz się rano i okazuje się, że możesz jeszcze pospać, bo szkoły nie
ma. Nie wiem jak, ale nagle wszystkie negatywne emocje się na mnie zwaliły.
Przed chwilą jeszcze było dobrze, uśmiechałem się lekko, ale szczerze.
Nienawidziłem tego, w jednej chwili mam dobry humor, a w następnej wszystko się
wali, bo uświadamiam sobie, że jestem nikim.
Pewne momenty
swojego życia musiałem po prostu przeboleć. Chodzi mi głównie o to, kiedy
czułem się jak najgorszy skurwiel świata i kiedy samotność zżerała mnie od
środka. Nie pomagał fakt, że wszystkie uczucia trzymałem w sobie, z nikim się
nimi nie dzieliłem, bo tak było prościej. Ale prościej nie zawsze znaczy
lepiej, przynajmniej dla mnie.
Zwinąłem się w
kłębek. Znowu zbierało mi się na łzy, ostatnio coraz częściej płakałem,
przytłoczony tym wszystkim. Światem, życiem, czułem się zmęczony, jakby coś
mnie wyniszczało od środka, ale nie wiedziałem co to dokładnie. Może powinienem
nabrać dystansu do samego siebie, bo to nie jest na pewno do końca zdrowe. Ale
po co mam się starać? I tak nikogo nie obchodzi co ze sobą zrobię. Nikomu na
mnie nie zależało, ale mnie jako tego z wadami, a nie tego, którego mogą
wykorzystać. Kiedyś starałem się pomagać, bo czułem się po tym szczęśliwy, ale
ludzie przestali patrzeć na to jako coś dobrego, a zaczęli to obracać przeciwko
mnie. Wyszedł z tego bajzel, jednak teraz starałem się to ignorować.
- Minnie! –
zawołała moja rodzicielka, przerywając moje rozmyślania. – Śniadanie!
Niechętnie
wstałem z łóżka i poczłapałem do kuchni. Nie byłem głodny, a to dziwne, bo
ogólnie lubiłem jeść i smakować nowych potraw. Jednak od paru tygodni nabrałem
dziwnego wstrętu do czegokolwiek, co można spożyć. Skrzywiłem się tylko, gdy
usiadłem, a przede mną wylądowała jajecznica. Sam jej wygląd nie był zbyt
przekonywujący. Zacząłem ją dźgać widelcem, a zdegustowanie we mnie rosło.
Pociągnąłem duży łyk herbaty z mojego ulubionego kubka.
- Minnie,
wczoraj tu był Luhan – zaświergotała moja mama, a ja się zakrztusiłem i prawie
wyplułem napój. Skąd TO COŚ wiedziało gdzie mieszkam? Moja matka jakby
niezrażona tym, że się przed chwilą mało przez nią nie zabiłem, kontynuowała. –
To taki grzeczny chłopiec, a jaki uprzejmy! Dlaczego nie możesz brać z niego
przykładu?
Spojrzałem na
nią z politowaniem, brakowało mi normalnie tego, żeby mnie moja rodzicielka
zaczęła z nim porównywać. Czy serio nie mogłem od niego trochę odpocząć? Nie,
bo nawet w domu musiałem o nim słuchać, jakby mi w szkole nie wystarczało, że
wszyscy o nim plotkują i nie da się nie wiedzieć, jaki to kolor gaci założyło
bożyszcze nastolatek danego dnia.
Nagle dotarł do
mnie pewien fakt, taki, że mało z krzesła nie spadłem, jak sobie to
uświadomiłem. Skoro Luhan tu wczoraj był, to mogłoby oznaczać, że mój sen tak
naprawdę nie był snem. A ten ktoś, kto mnie ściskał na dachu, to
najprawdopodobniej był on. Jęknąłem cicho pod nosem. Czyli mogłem uznać to za
koszmar w takim razie. Wyprę się wszystkich swoich myśli, jeśli zajdzie taka
potrzeba.
Wstałem od
stołu, nie miałem zamiaru dłużej słychać, o tym jaki to Luhan jest idealny,
rzygać mi się od tego chciało. Paniczyk jebany się znalazł. Ja mu kiedyś
wszystko wygarnę, a jak nie, to go walnę tak, że się nie pozbiera przez tydzień
co najmniej. Co z tego, że byłem od niego niższy i prawie nie miałem szans z
jego umięśnionym po treningach piłki nożnej ciele.
Zachciało mi
się kawy, dlatego poszedłem jeszcze do pokoju się ubrać i, nic nikomu nie
mówiąc, wyszedłem na dwór. Zaciągnąłem się świeżym powietrzem, jakby był to
najlepszy narkotyk na świecie i poszedłem do mojej ulubionej knajpki. Najlepsze
było to, że znajdowała się w takim miejscu, że niewiele osób do niej
przychodziło, ale napoje tam mieli wyśmienite. Jeszcze dodać fakt, że pracował
tam chłopak podobny z charakteru do mnie, który dawał mi sporo zniżek, to po
prostu mój mały raj na ziemi.
Gdy byłem na
miejscu, od razu po wejściu przywitał mnie wyższy ode mnie nastolatek. Wkurzało
mnie tylko to w nim, że był młodszy, a i tak mierzył prawie metr osiemdziesiąt.
Ostatnio sporo urósł i jakby wydoroślał, nie miał już tak dziewczęcych rys jak
wcześniej.
- Minseok! –
zawołał i wtulił się we mnie. Jednak pozostało mu coś z dziecka, mimo iż
wypierał się tego całkowicie. Postanowiłem oddać uścisk, mimo zdegustowanych
min większości osób dookoła.
- Taeminnie, co
tam u ciebie? – zapytałem, a on skrzywił się nieznacznie. No tak, zapomniałem,
że od pewnego czasu nie lubi jak zdrabniam jego imię. Odsunął się ode mnie i
pociągnął za rękę do lady.
- Dwa caramel
macchiato, jedno średnie, drugie małe, obydwa z bitą śmietaną i dodatkowym karmelem
– powiedział do jakiegoś baristy, a sam zaczął lawirować wokół stolików,
prowadząc mnie do tego „naszego”. Zdziwił mnie fakt, że sam nie zaczął
przyrządzać kawy, szkoda, bo jego lubiłem najbardziej. Wyrazista, a zarazem
delikatna.
- No Minnie,
dawno cię tu nie było – zaczął, składając ręce przed sobą i patrząc na mnie
tymi swoimi przenikliwymi oczami. – Coś ciekawego się działo?
Zacząłem mu
opowiadać o tym, jak to mnie wkurzają takie chodzące ideały jak Luhan, co to
myślą, że mogą sobie zrobić z czyimś życiem co chcą. Mogą zmieszać wszystkich z
błotem i nikt nic nie powie. Takie zdanie miałem o osobach tego typu.
Taemin słuchał
mojej wypowiedzi z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy jakiś barista przyniósł nam
kawę do stolika, od razu zjadłem z wierzchu bitą śmietanę i zacząłem sączyć
ciepły napój przez słomkę. Było dobre, ale Lee robi lepsze. Z lubością na
twarzy oblizywałem wargi. Zapomniałem gdzie i z kim jestem, liczył się tylko
pyszny smak w ustach.
- Wiesz, chyba
powinieneś pogadać z tym chłopakiem – powiedział, a ja wzdrygnąłem się lekko.
No tak, zapomniałem, że nadal siedzę na tyłku i nic efektownego nie robiłem.
Skrzywiłem się. Może Taemin miał rację, no bo Luhan może nie jest taki zły na
jakiego wygląda? O czym ja myślę… On ma rysy jak dziewczyna... – Dobra, ja muszę
wracać do pracy, powodzenia.
Po tym wstał i
poszedł za ladę. Rzucił mi przeciągłe spojrzenie i mrugnął do mnie. Jednak to
jeszcze taki dzieciak, zostawił swoją małą kawę. Ciekawe czy będę musiał za nią
zapłacić. Zostawiłem im już tyle kasy, że dostawałem od czasu do czasu darmowe
coś. Gofra, bitą śmietanę, ciastko, albo cokolwiek innego.
Uśmiechnąłem
się szeroko do swoich myśli.
~☆~
Weekend minął
tak szybko jak przyszedł. Nie miałem dużo wolnego czasu, przez cały czas nauka
i nauka. Naprawdę, chyba czasami myślą, że nic do roboty nie mam. Chociaż w
sumie, przecież z nikim się nie spotykałem, nie licząc Taemina, ale nas łączą
bardziej relacje klient-sprzedawca.
Patrzyłem się w
okno. Ile bym dał, żeby wyjść na świeże powietrze i zrobić sobie długi spacer,
zamiast siedzieć na tej nudnej lekcji. Z dnia na dzień liście drzew brązowiały,
coraz szybciej zapadał zmrok i robiło się zimniej. Mi to nie przeszkadzało, wręcz
przeciwnie - kochałem to.
Poczułem na
sobie jego wzrok, wiedziałem czyj, nie musiałem sprawdzać, żeby mieć pewność.
Po co on się ciągle na mnie gapi? Obiecałem mu coś? Nie, no właśnie. Odwróciłem
się tak, że nasze oczy się spotkały. Podniosłem brwi do góry w niemym pytaniu
wypisanym na twarzy. W odpowiedzi pokręcił przecząco głową i zajął się
przepisywaniem notatki z tablicy. Dobra. To było dziwne.
Ehhh… Będę
musiał się dzisiaj z nim rozmówić. Tak jak doradził mi pewien leniwy, ale
bardzo zdolny barista, który migał się od swojej pracy jak tylko mógł.
Minuty wlokły
się niemiłosiernie wolno, a mnie krew zalewała coraz bardziej. Siedzenie na
dupie i słuchanie, co mądrego mają mi do przekazania nauczyciele nie należało
do moich ulubionych zajęć. Ogólnie nie lubiłem większości rzeczy, które muszę
robić. Istniało wiele powodów, ale najważniejszy to to, że po prostu czułem się
do tego zmuszany. A ja nie lubiłem jak ktoś mi mówi co mam robić, a co nie.
Reguły regułami, ale niektóre rzeczy serio mnie przerastają. Powiedzmy, że swojej
edukacji nie mam gdzieś.
Gdy zabrzmiał
dzwonek, zerwałem się jak najszybciej i w pośpiechu spakowałem swoje rzeczy.
Teraz była jedna z dłuższych przerw, dlatego stanąłem obok Luhana i pociągnąłem
go rękaw jego bluzy.
- Możemy
pogadać? – zapytałem, gdy na mnie łaskawie spojrzał. Nie wierzę, że serio to
robiłem, zaczepiałem bożyszcze szkoły, jak gdyby nigdy nic. Pewnie teraz będą
na mnie patrzeć jak na idiotę, w sumie to miałem gdzieś co inni powiedzą na
moje „nietypowe” zachowanie.
- Pewnie –
odpowiedział, szczerząc się jak głupi do sera. Jeden z tych dwóch faktów się
zgadzał. Nie patrząc czy idzie za mną poszedłem tam, gdzie zawsze było
spokojnie, czyli do biblioteki. Była duża, więc spokojnie można było pogadać za
jakimś kredensem. Z dala od jakichkolwiek wścibskich spojrzeń uczniów.
- Więc o czym
chciałeś pogadać? – zapytał powoli Luhan, opierając się o półkę z książkami,
którą miał z tyłu. Nie za bardzo było miejsca, więc żeby nie stykać się
jakąkolwiek częścią ciała z nim, musiałem stanąć obok.
- Przestań –
powiedziałem bardziej do siebie, niż do niego. Co z tego, że zapewne nie
rozumiał kontekstu. Liczyło się, że wiedziałem o co mi chodzi. – Nikt cię o nic
nie prosił, więc po prostu zostaw mnie w spokoju – mój głos był lodowaty, nie
kryła się w nim żadna pozytywna emocja.
- Nie –
odpowiedział krótko. Jednak zbiło mnie to z tropu. Spojrzałem na niego
zaskoczony. – Wydajesz się być zagubiony i samotny w tym wielkim świecie, ja po
prostu chcę ci pomóc.
Stop, zaraz,
wróć. Co on właśnie powiedział? Złość się we mnie wzbierała. Czy on się nade
mną litował? Nie potrzebowałem tego, nie od kogoś takiego jak on. Kogoś, kto
miał wszystko i nawet jeszcze więcej. Kogoś, kogo nie obchodziło nic, poza
czubkiem własnego nosa. Kogoś, kto miał wszystko gdzieś.
Nie myśląc nad
tym co robię, podniosłem rękę i uderzyłem go z całej siły z liścia w policzek.
Usłyszałem nieprzyjemny dźwięk, zabolało nawet mnie. Patrzyłem jak w transie na
jego rozciętą na dole wargę i kropelki krwi płynące po podbródku. Przerażony
swoim głupim zachowaniem po prostu odwróciłem się i uciekłem do toalety.
Zamknąłem się w kabinie i usiadłem pod drzwiami. Płakałem. Czułem się
zażenowany. Czemu tak zareagowałem? Drżałem na całym ciele. Ciągle miałem przed
oczami jego zaskoczony wyraz twarzy i rozcięte usta.
- Minseok! –
niemal podskoczyłem, gdy usłyszałem, że Luhan mnie woła, wpadając do łazienki.
Niepewnie wstałem i chwyciłem za klamkę. Ja nie chciałem, tak wyszło. Czy
nienawidziłem go tak bardzo? Popchnąłem drzwi do przodu. Musiałem wyglądać
naprawdę mizernie w jego oczach, bo zaraz się do mnie zbliżył i tak po prostu
przytulił do siebie. – Minnie…
- Przepraszam –
szepnąłem płaczliwym tonem i odsunąłem się trochę od niego, obserwując jego
ranę. – Źle to wygląda.
- To nic –
powiedział i dotknął jedną ręką mojej twarzy. Drugą nadal trzymał na moich
plecach. Tylko że teraz w ogóle mi to nie przeszkadzało. Czułem się tak, jakby
poczucie winy i zażenowanie miały mnie zaraz wykończyć. W tej chwili
pozwoliłbym mu chyba na wszystko, byleby nie miał mi za złe tego, co zrobiłem.
- Czuję się z
tym strasznie źle – mówiąc to patrzyłem na swoje buty. Rękoma kurczowo
trzymałem się jego koszuli. Oddychałem szybko i urywanie, szlochając co chwilę.
Nigdy w życiu nie było mi gorzej na duszy niż w tamtym momencie. – Chyba
zabiorę cię do siebie i opatrzę, muszę ci jakoś pomóc.
- To naprawdę
nic – dalej próbował mi wmówić to swoje kłamstwo, ale jego oczy dziwnie się
zaświeciły, gdy wspomniałem o tym, że go wezmę do domu. Pewnie wyobraził sobie
mnie w słodkim fartuszku pielęgniarki, skaczącego wokół niego na każdą jego
zachciankę. Jasne, powodzenia mu życzę środkowym palcem. Teraz wychodzi jakie
to on miał zboczone myśli.
Westchnąłem z
bólem wypisanym na twarzy, którego pewnie nie dostrzegł przez łzy, rumieńce na
policzkach i zaczerwienione oczy. Wysunąłem się powoli z jego objęć i chwyciłem
go za rękę, prowadząc do wyjścia ze szkoły. Niech zna moją łaskę.
Lekcje musiały
się już zacząć, bo nie spotkaliśmy żywej duszy na korytarzu. I dobrze,
przynajmniej nie mieliśmy żadnym problemów z opuszczeniem budynku. Przez całą
drogę do mojego domu trzymałem Luhana za rękę, chciałem mieć pewność, że ciągle
tu ze mną jest. Kiedy dotarliśmy do celu, od razu nastawiłem wodę i poszedłem
do łazienki po apteczkę.
- Usiądź –
powiedziałem i wskazałem na kanapę w salonie. Grzecznie się posłuchał,
rozglądając się na wszystkie strony. – Ja zaraz przyjdę, tylko zaparzę nam
herbaty.
Krzątałem się
bez większego celu po kuchni, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciałem
wracać do pokoju obok, strasznie się bałem, że zaraz zacznie na mnie krzyczeć
albo cokolwiek innego. Wziąłem się w garść, teraz albo nigdy. Z przylepionym
uśmiechem na ustach, wróciłem do Luhana z dwoma parującymi kubkami.
Nic nie mówiąc,
uklęknąłem przed nim i w skupieniu zacząłem obserwować jego ranę. Nie była
duża, zapatrzyłem się na jego wargi, były idealnie wykrojone i lekko różowawe,
aż chciało się je całować przez cały czas. Potrząsnąłem energicznie głową. O
czym ja właśnie myślałem? Na moje policzki wstąpił rumieniec.
Kaszlnąłem
tylko i wziąłem wodę utlenioną. Wylałem trochę zawartości na chusteczkę
higieniczną i potarłem jego usta. Syknął cicho, pewnie zabolało. Przez cały
czas trwania kuracji patrzył się na mnie z miną zbitego psa, nic nie mówiąc.
Gdy skończyłem, co nie trwało jakoś długo, wstałem i odłożyłem wszystko na
swoje miejsce.
Gdy wróciłem do
salonu, Luhana tam nie było. Zdezorientowany zacząłem go szukać po całym domu,
aż w końcu znalazłem go w moim pokoju. Leżał na moim łóżku i gapił się w sufit.
Bezczelny. Ja usiadłem na kręcącym się fotelu przy biurku.
- Minseok,
możemy zostać przyjaciółmi? – zapytał wolno. Zaraz… Co? Przecież nie tak dawno
ja go uderzyłem, a jemu zachciało się ze mną kumplować? Czy on postradał
zmysły? A może jest psychiczny? W sumie to bym się nie zdziwił. Już chciałem
powiedzieć coś kąśliwego, ale w porę ugryzłem się w język. Niech mu będzie.
Mogę przynajmniej poudawać, teraz byłem mu to winny.
- Możemy –
zacząłem powoli. – Ale najpierw musisz zdobyć moje zaufanie, a to wymaga czasu,
bo to jest coś, czego nie dostaje się od tak.
Chyba nie
spodziewał się takiej odpowiedzi, bo spojrzał na mnie zaskoczony. No co? Niech
nie patrzy na mnie jak idiota, w końcu ja też bywałem miły. Czy on miał mnie
już za zupełnie nieczułego skurwiela? W sumie bym się nie zdziwił, ja nie wiem
co on w tej głowie ma, ale na pewno mniej niż zwykły homo sapiens.
- Czyli… Nie
mówisz nie – rozpromienił się i gwałtowanie wstał z łóżka. Nie debilu, właśnie
powiedziałem, że tak, ale zapomniałem, że przecież masz takie braki w mózgu, że
miałeś problemy z przyswojeniem informacji. Przepraszam, jeszcze mnie oskarżą o
znęcanie się nad umysłowo chorymi.
Doskoczył do
mnie i oparł swoją głowę na moich kolanach. Wzdrygnąłem się na jego dotyk,
zapowiadało się, że będę miał przesrane do końca życia z tym czymś.
~☆~
Tydzień od
naszej nowo zaczętej relacji, nie kiwnąłem nawet palcem, żeby cokolwiek w niej
zmienić. Powód był prosty, po prostu nie musiałem. Luhan sam skakał dookoła
mnie, jak koło nowej zabawki, która i tak prędzej czy później pójdzie na
śmietnik. Raczej prędzej, ponieważ nic nie było wieczne, a więź łącząca nas
dwóch była krucha.
Wszystko byłoby
naprawdę spoko gdyby nie fakt, że strasznie się do mnie kleił. Wszędzie, w miejscach
publicznych, w szkole, w drodze do domu, dosłownie nie miałem chwili dla
siebie. Starałem się to ignorować, ale mi nie wychodziło. Udawałem, że mi to
nie przeszkadza, a tak naprawdę miałem ochotę go rozszarpać na miejscu za
dotykanie mnie.
Ludzie
zaczynali się na nas dziwnie patrzeć, w sumie co im się dziwić. Nie ciągle
można zobaczyć przytulających się do siebie prawie dorosłych mężczyzn. Znaczy
ja wiem, że wyglądałem na młodszego niż w rzeczywistości jestem, więc może
wszyscy, co mnie nie znali, myśleli, że Luhan to pedofil. Za bardzo się nie
mylili…
Pewnego dnia
jednak przesadził i to ostro. Chuchał na mój kark, żeby mnie tam potem
pocałować. Myślałem, że go ze skóry obedrę, miałem na to naprawdę wielką
ochotę, ale niepotrzebnie ugryzłem się w język. Niech sobie nie myśli, że
wszystko mu wolno. Sprzedałem sobie mentalnego kopa. Chyba nigdy się do niego
nie przekonam. No trudno, chociaż próbowałem.
Siedzieliśmy na
przerwie, na korytarzu, ja między jego nogami, on oparty głową o moje ramię z
rękoma splecionymi na moim brzuchu. Przechodzący obok uczniowie i nauczyciele
wytrzeszczali na nas oczy. Westchnąłem cicho, miałem ochotę się wyswobodzić z
jego objęć, ale trzymał mnie za mocno. Ciekawe kiedy przestanę mu być potrzebny,
do czego nie wiem, i zapomni o mnie. Spodziewałem się, że jakoś za dwa tygodnie
się mną znudzi.
- Co jest,
Minnie? – szepnął mi do ucha, owiewając je swoim ciepłym oddechem. Mnie
mimowolnie przeszedł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Dlaczego on musiał być tak
blisko? Zaczynałem przez niego wariować i tracić zmysły.
- Nic… -
powiedziałem, zacinając się. „Dalej cioto
jebana, weź się w garść i powiedz mu, że cię denerwuje”, jednak nie miałem
na to siły, albo po prostu nie chciałem go ranić. Stawiałem na to pierwsze.
- Mogę dzisiaj
do ciebie wpaść? – zapytał ni stąd ni zowąd, zupełnie zbijając mnie z tropu. I
tak w domu nie miałem od niego odpoczynku, bo moja matka ciągle nawijała, jaki
to on jest cudowny i idealny. Kobieto! Ty go widziałaś jeden jedyny raz na
oczy, ogarnij się!
Pokiwałem wolno
głową, niech moja rodzicielka wie, jak mocno ją kocham. To było poświęcenie z
mojej strony. Dobrze, że Luhan nie umiał czytać w moich myślach, bo pewnie by
mu włosy zsiwiały, albo wypadły. Tak na marginesie to chciałbym to zobaczyć.
Ależ ja mam wredne myśli, szkoda, że mu tego wszystkiego w twarz nie powiem. Z
jednej strony nie lubiłem osób, które nie mówiły tego co myślą, a z drugiej sam
tak robiłem. Chociaż obłudny nie byłem, o tyle dobrze.
Dzień w szkole
minął mi niezwykle szybko. Zanim się spostrzegłem, już siedziałem u siebie w
salonie na kolanach Lu. W telewizji leciał jakiś durny program dla durnych
ludzi o durnym usposobieniu. Nawet nie mogłem się na nim skupić, bo ktoś ciągle
musiał mnie rozpraszać. A to jakimiś uszczypliwymi uwagami, a to łaskotaniem
mnie. W pewnym momencie miałem ochotę mu przywalić, prosto między oczy.
- Chcesz pójść
do mojego pokoju? – zapytałem , bo szczerze znudziło mi się nieefektywne siedzenie
na tyłku. Bez słowa puścił mnie, a ja wstałem. Potem chwycił mnie za rękę i
pociągnął do mojej sypialni. Jakbym sam nie wiedział gdzie ona się znajduje.
Doprawdy, serio mnie irytował.
Nie zabrał
swojej ręki nawet jak usiedliśmy na moim łóżku. Tak jak nam było najwygodniej,
czyli ja między jego wyciągniętymi nogami, tyłem do niego.
- Chciałeś o
czymś pogadać? – szepnął mi do ucha, a mnie przeszła gęsia skórka. Zaraz,
przecież to on chciał dzisiaj tutaj do mnie przyjść. Nie rozumiałem go, ale weź
domyśl się o co idiocie może chodzić. No po prostu nie da rady. – No to może ja
zacznę. Minnie, wszystko z tobą w porządku? – dotknął mojego policzka,
odwracając moją głowę do tyłu, tak żebym na niego spojrzał. Jego oczy były
przeszywające, jakby doszukiwał się we mnie czegoś, czego nie powinno być.
Jakiejkolwiek oznaki słabości. Teraz przede mną stało pytanie: „Zaufać mu czy nie?”. W sumie nie miałem
nic do stracenia, a był jedyną osobą, z którą teraz mogłem w miarę swobodnie
pogadać. Jednak nie czułem się w jego towarzystwie na tyle komfortowo, żeby
mówić mu całą prawdę, ale chociaż jej część mógł przecież poznać. Ja też
chciałem się przecież zmienić. Od czegoś musiałem zacząć.
- Nie wiem jak
zacząć – powiedziałem niepewnie, starając się unikać jego wzroku. Swoją uwagę
co chwilę skupiałem na jego ustach, idealnie wykrojonych, w których miałem coraz
większą ochotę się zatopić.
- Możesz sobie
wyobrazić, że mnie tu nie ma – zaproponował, a ja pokiwałem wolno głową. Przez
głowę przemknęła mi niezbyt pozytywna myśl, że i tak mi nie wyjdzie, ale
spróbować nie zaszkodzi. Wziąłem głęboki oddech, żeby uspokoić za szybkie bicie
swojego serca, które, nie wiem czemu, zaczęło nagle pompować krew.
- My, ludzie,
jesteśmy bardzo ciekawymi istotami – zacząłem wolno, bardzo wolno. – Jesteśmy
tylko mieszanką indywidualności, nasza historia zostanie kiedyś zapomniana,
ponieważ nikt nie żyje wiecznie – do takich wniosków doszedłem już dawno temu,
dlatego mówiłem to z kamiennym wyrazem twarzy, patrząc się w kąt mojego pokoju,
ponad ramieniem Lu. Lubiłem rozmyślać nad życiem, dawało mi to poczucie, że
wszyscy jesteśmy tacy sami i nie ma wyjątków.
- Minseok… -
powiedział nieśpiesznie, jakby ciągle się zastanawiał nad sensem swojej
niewypowiedzianej jeszcze wypowiedzi. – Czy ty masz depresję? Jeśli masz jakiś
problem, to możesz się zawsze ze mną nim podzielić. Ostatnio strasznie schudłeś
– przeniosłem na niego wzrok, tym razem wiem, że moje oczy wyrażały strach i
niedowierzanie. – Chociaż nie zachowujesz się tak, czasami mam wrażenie, że
tworzysz wokół siebie mur.
Nie wiedziałem,
co odpowiedzieć, wszystkie moje myśli były poplątane. Aż tak krótko zajęło mu
rozszyfrowanie mnie? To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że istnieje wiele
jednostek takich ja, że nie byłem nikim wyjątkowym. Zapewne nie jestem
pierwszym, który przeprowadził z Luhanem taką rozmowę.
- Wiesz,
istnieje różnica między tym, co ludzie robią i mówią, a tym co czują i myślą –
kolejna złota sentencja na temat życia wypłynęła z moich ust. Lu uśmiechnął się
i poczochrał moje włosy.
- Nie
przestajesz mnie zaskakiwać – szepnął i pocałował mnie w czoło. Czy właśnie tak
zachowują się przyjaciele? Nie wiem, bo nigdy żadnego prawdziwego nie miałem.
To przykre, ale ten osobnik naprzeciw mnie był chyba pierwszym, któremu
powiedziałem tak dużo o sobie. Nawet chyba przestało mi to przeszkadzać.
~☆~
Tak bardzo się
myliłem. Myślałem, że jak Luhan się nacieszy swoim nowym przyjacielem, to się
odwali. Nie stało się tak, a wręcz przeciwnie, skupił całą swoją uwagę tylko i
wyłącznie na mnie.
Denerwowało
mnie to. Ja byłem nikim, on bożyszczem szkoły. Pewnie chciał mnie wyśmiać,
publicznie upokorzyć lub coś takiego. Chociaż muszę przyznać, że nie wierzyłem
w to, że on jest taki. Wydawał się być pełen pozytywnego spojrzenia na świat,
jak małe dziecko, które jeszcze nie poznało, co to jest cierpienie. Tak bardzo
go za to nienawidziłem. Osoba trzecia powiedziałaby, że jestem zwyczajnie zazdrosny
o jego podejście do życia.
On miał
wszystko, ja nic. Musiałem się zaharowywać na śmierć, żeby ktoś mnie zauważył,
a i tak nie wyróżniałem się zbytnio z tłumu. Smutna prawda, sportowcy chyba
zawsze będą bardziej oblegani niż umysłowcy. Żeby osiągnąć coś w sporcie,
trzeba się wybić ponadprzeciętnymi zdolnościami. Nie każdemu się to udawało,
ponieważ należało poświęcić dużo swojego wolnego czasu. Treningi na pierwszym
miejscu i dawanie z siebie wszystkiego, a nawet jeszcze więcej. To chyba jedyne,
czego w tym nienawidzę. Trenerzy nie patrzą na stany psychiczne ich zawodników,
a przecież chodzi o to, żeby ułatwić im osiągnięcie swoich marzeń. Jednak nie
każdy zostaje tym najlepszym, bo on może być tylko jeden. I weź tu zrozum
logikę w tym wszystkim.
Siedziałem na
ławce, podczas gdy Luhan zaraz miał zacząć swoje zajęcia z piłki nożnej. To
przykre, że je trochę zaniedbał, głównie przez przyjaźń ze mną. Mimo to ja nie
czułem się w żaden sposób winny z tego powodu, to była jego decyzja. Jest
myślącym chłopcem, więc sobie poradzi.
- Luge! –
krzyknąłem, gdy wybiegł na halę. Było za zimno, żeby robić je już na dworze, a
nasza sala gimnastyczna była naprawdę spora. Spojrzał prosto na mnie i
uśmiechnął się promiennie. Odpowiedziałem mu tym samym i pomachałem ręką, żeby
się skupił na grze.
Nasze relacje
uległy znacznemu ociepleniu od pamiętnej rozmowy. Jego dotyk już nie wzbudzał
we mnie odruchu wymiotnego, nie przeszkadzał mi. Powiedziałbym nawet, że to
polubiłem i tęskniłem, kiedy go nie było przy mnie. Jednak nigdy mu tego nie
powiem, może sam się domyśli, a jak nie, to on naprawdę jest głupi.
Zaczęli od
krótkiej rozgrzewki, po której ja pewnie byłbym padnięty. Obserwowałem ich
wyćwiczone i płynne ruchy przy piłce. Nie wychodziłem z podziwu, to wszystko
wydawało się takie proste, kiedy Luhan to robił. Aż mi rosło serce, gdy mu
uśmiech nie schodził z twarzy, dużo się śmiał i zerkał na mnie co jakiś czas,
jakby się upewniając czy ciągle jestem tam, gdzie byłem. Naprawdę kochał to i
miał do tego wielki talent. Grali bez przerwy całe czterdzieści pięć minut, w
rezultacie jego drużyna wygrała. W środku mnie rozchodziło się ciepłe uczucie,
byłem dumny z niego i z tego, że mu dobrze poszło. Odprowadziłem wzrokiem całą
drużynę przepoconych chłopaków do szatni, którzy żartowali i dowcipkowali mimo
zmęczenia.
Wstałem z
drewnianej ławki i ruszyłem do wyjścia, wcześniej jednak ogarnąłem całą halę
wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłem siedzące dziewczyny na trybunach, dość sporo
ich tu przychodziło. „Żałosne”, przeleciało mi przez myśl, jeśli miały tyle
wolnego czasu to lepiej by się do nauki wzięły. Puste lafiryndy. Pewnie jakbym
im w twarz powiedział, to by nie zrozumiały elokwencji moich słów. Wytapetowane
pustaki, z takimi to nic nie zrobisz.
Westchnąłem i
udałem się na korytarz, gdzie stałem oparty o zimną ścianę. Rozchichotane
gówniary przyszły niewiele potem. Miałem dość ich krzywych twarzy. Myślą, że
jak nałożą pół gładzi szpachlowej na twarz to ktoś je będzie chciał dotknąć?
Gdybym nie posiadał takiego charakteru jaki posiadam, nie zbliżałbym się do nich
nawet z półmetrowym kijem.
Moje
samopoczucie spadało razem z wlokącymi się minutami, a Luhan ciągle nie
wychodził z szatni. Co oni tam robili? Czyżby grupowa orgia im się pod
prysznicami zamarzyła? Gdy drzwi się wreszcie otworzyły i wyszło z nich to coś,
z czym muszę się użerać, rozległ się pisk, a ja stałem osłupiały. Ten cały
wianuszek płci głupszej był do niego? Prychnąłem wyniośle, próbował skrzętnie i
delikatnie ominąć swoje wierne fanki, ale wyszedł z tego jeszcze większy
bajzel. Odwróciłem się napięcie i po prostu odszedłem jak najdalej od tego
cyrku.
Kiedy stałem
już na środku placu do wejścia do szkoły, dołączył do mnie Luhan. Spojrzałem na
niego z mordem w oczach, na co on skulił się trochę w sobie. Natychmiast
straciłem trochę z tonu i zaskakując nawet samego siebie, chwyciłem go za rękę
i splotłem nasze palce ze sobą. Ścisnął mocno moją dłoń i uśmiechnął się pod
nosem. Pewnie znowu miał zbereźne myśli.
- Pójdźmy
dzisiaj na kawę – powiedział nagle, gdy znajdowaliśmy się już za furtką. Od
razu się ożywiłem, kochałem ten ciepły, parujący napój. Bez zastanowienia
zacząłem mu opowiadać o mojej ulubionej kawiarence, do której chodziłem
regularnie. Pierwszy raz tak się rozgadałem przy Luhanie, co chyba można uznać
za pozytywny aspekt. Powoli się chyba na niego otwierałem i akceptowałem to, że
jest.
- No, to tutaj
– odezwałem się po naszym krótkim spacerze. Dużo osób się na nas oglądało,
pewnie przez nasze dłonie, cały czas złączone. Nie chciałem go puszczać, bo
ciągle miałem wrażenie, że odejdzie, zniknie i nie wróci. Czy to nie było
głupie, że tak szybko się do niego przyzwyczaiłem?
Weszliśmy do
przytulnego pomieszczenia, ciepło uderzyło moje ciało. Czy rzeczywiście na
dworze było momentami już tak chłodno? Muszę zacząć zakładać kurtkę, inaczej
zacznie mi być zimno, a ja lubiłem ciepełko.
Usiedliśmy przy
moim stoliku, dziwne, że ciągle stał pusty, ale to może dlatego, że stał na
uboczu i przy toaletach. Większość osób siadała na środku, jakby chcieli być w
centrum uwagi. Po chwili podeszła do nas kelnerka i zapytała o nasze
zamówienia. Widocznie udzielała się do Lu, ale on na nią większej uwagi nie zwracał,
całą poświęcał mi.
Dopiero po
skończeniu naszego spotkania i odprowadzeniu mnie przez Luhana do domu
zorientowałem się, że to wyglądało jak randka. Może to dziwne stwierdzenie, ale
z takimi myślami położyłem się spać. Czułem się lekki jak unoszący się balonik
z helem w powietrze.
~☆~
Można
powiedzieć, że wszyscy brali mnie za takiego, jakiego starałem się im pokazać -
bezproblemowego, uśmiechającego się gówniarza, po którym wszystko spływało jak
deszcz po rynnie. Ci, którzy tak twierdzili byli w wielkim błędzie. Nie lubiłem
rozmawiać o głębszych sprawach i w ogóle narzekać na swoje życie. Co nie
znaczy, że mi się nie zdarzało, ale wtedy moimi słuchaczami byli rodzice.
Nikomu nie zaufałem na tyle, żeby potok słów się ze mnie wylewał i nie myślał
nad tym co mówię.
No właśnie… Nie
do końca była to prawda, ponieważ Luhan zamącił moim światem. Sprawił, że
rozmawiałem z nim o tych sprawach, które dusiłem w sobie i nie pozwalałem im
wyjść na powierzchnię. Moje życie się zmieniło, ja się zmieniłem, mój pogląd na
świat się zmienił. Wszystko było na innym miejscu. Nie do końca miałem pewność
czy to dobrze, czy źle. Więzi z ludźmi ranią, to proste stwierdzenie dawno sprawiło,
że się zamknąłem w sobie.
Teraz jednak
gdy nad tym myślałem, to Lu dość szybko sprawił, że stał się dla mnie ważny. A
może już wcześniej taki dla mnie był, tylko ja nie chciałem się do tego w głębi
siebie przyznać? W końcu tylko on się tak naprawdę o mnie martwił. Denerwował
mnie, to prawda, ale czy dzięki niemu nie czułem się także w jakimś stopniu
ważny?
Westchnąłem
przeciągle, za dużo czasu poświęcałem na rozmyślania, z każdym dniem coraz
bardziej zbliżały się egzaminy. Co z tego, że będą za niecałe pół roku? Wbrew
pozorom to bardzo mało czasu, zanim się obejrzę, a już będę siedział w ławce i
rozwiązywał zadania, które będą moją przyszłością. To bardzo niedaleka chwila,
który tworzy to co robię teraz. Czy to ma jakikolwiek sens?
- Minnie… -
cichy szept tuż przy moim uchu wyrwał mnie z zamyślenia. Przełknąłem głośno
ślinę, bo ciepły oddech owiał mi szyję, na której od razu zrobiła się gęsia
skórka. Na policzki wstąpiły mi blade rumieńce, od kiedy on był tak blisko mnie?
– Mogę cię o coś zapytać?
- Już to
zrobiłeś – odszepnąłem, nagle mi się zrobiło gorąco, pewnie w pokoju było
duszno. Wstałem z zamiarem otworzenia okna, ale przytrzymał moje ramię. Nie
mogłem za bardzo możliwości się ruszyć, on a tyłu i jego ręka, która mnie
doprowadzała do szału.
- Czy ty mnie
nie lubisz? – zamrugałem kilkukrotnie. Co mu znowu strzeliło do głowy? Jakieś
farmazony wymyśla… Ale co z takim możesz zrobić? Przecież się starałem mu
zaufać, naprawdę dawałem z siebie wszystko.
- Niezupełnie –
szepnąłem tak cicho, że nawet ja nie wiem, czy to byłem ja. Zacząłem się
zastanawiać, czy rzeczywiście wszystko co do niego czuję to negatywne emocje. I
nagle mnie olśniło, a na moje rumieńce się pogłębiły. On nie mógł się
dowiedzieć. – Powiedzmy, że cię znoszę. – milczeliśmy przez jedną, długą
chwilę. To stwierdzenie zawisło między nami, a świadomość, że to było kłamstwo
razem z nim. Napięcie w pokoju stało się tak namacalne, że można by je kroić
nożem. Szkoda, że nikt na to nie wpadł. – Możesz już iść, chcę się dzisiaj
wyspać? – rzuciłem, żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Dobrze –
zgodził się i jakby z ociąganiem wyszedł z mojego pokoju. W progu rzucił mi
jeszcze zmartwione spojrzenie, które zignorowałem. Padłem na łóżko, byłem
zupełnie wyprany z energii, nic mi się nie chciało. Najlepiej jakbym obudził
się w dalekiej, bezproblemowej przyszłości, która przecież i tak nie istniała.
Do moich oczu
napływały łzy, żeby zaraz leniwie potoczyć się po policzkach, tworząc gorące
ścieżki. Czy to znaczyło, że byłem słaby, bo nie potrafiłem poradzić sobie z
własnymi emocjami? Zakryłem rękami twarz, czy światło z lampy nie mogło w jakiś
magiczny sposób zgasnąć, a ja nie musiałbym ruszać swoich zgrabnych liter, żeby
je wyłączyć? Nie. Ponieważ cuda na tym świecie to tylko wybujała wyobraźnia
niektórych ludzi. Realizm mieszający się z baśniowością, czy jakoś tak to szło.
Innymi słowy idioci, idioci wszędzie.
Wstałem
chwiejąc się lekko i podszedłem do okna. Otworzyłem ja na całą szerokość,
wdychając zimne powietrze, które natychmiast wywołało dreszcze na mojej twarzy.
Moje zaczerwienione oczy od razu zamrugały kilkukrotnie. To było lepsze niż
jakikolwiek energetyk, szybciej pobudzało. Westchnąłem i zgasiłem światło, żeby
po chwili zakopać się w miękkiej i ciepłej pościeli. Moje łóżko kochałem
najbardziej ze wszystkich przedmiotów martwych, ale co się dziwić. Najczęściej
tutaj wypływały moje wszystkie czarne i pełne pogardy do świata myśli,
jednocześnie mnie odprężając i sprawiając, że nigdy nie chciałem opuścić tego
miejsca.
„Minseok, czy ty popadasz w paranoję? Nikt
nie zachwyca się takimi codziennymi i oczywistymi rzeczami jak ty.” Z
takimi myślami zasnąłem. Często moja krytyka wewnętrzna była bardziej bolesna
niż czyjakolwiek inna, bo była moja i starałem się, żeby nie było w niej za
dużego mniemania o sobie.
~☆~
Klasa plus
przerwa równa się koszmar, szczególnie ta najdłuższa na obiad. Plotkujące
panienki, które próbowały na siebie zwrócić uwagę po jednej stronie sali, a
chłopcy żywo gadający o ostatnim meczu w lidze po drugiej. Pod oknem na samym
końcu samotnie siedzący Minseok ze słuchawkami na uszach, który coś bazgrolił w
zeszycie.
Normalny
obrazek, taki jak zawsze, ale coś się w nim nie zgadzało. No właśnie, przecież
ostatnio swój czas spędzałem z Luhanem, a tu proszę. Nagle siedzę sam.
Chciałbym, żeby się okazało, że się w końcu odwalił, lecz niestety. Bożyszcze
szkoły zachorował, a ja zostałem sam jak palec wokół bandy kretynów. Jeden
gorszy od drugiego.
Nagle wszystkie
krzyki, które słyszałem mimo muzyki dźwięczącej mi w uszach, ucichły.
Zdezorientowany podniosłem głowę, by za chwilę ją opuścić. W progu klasy stał
wysoki pierwszoklasista z tlenionymi kłakami na głowie i wyraźnie znudzonym
wyrazem twarzy. Schowałem mp3 do plecaka. Czego ten młokos tutaj szukał?
Sehun, cóż,
można go opisać jako następne bożyszcze w szkole. W sumie nie do końca wiem
czemu stał się taki popularny. Pewnie przez swój wygląd i figurę, której nawet
ja mu zazdrościłem, a powiedzmy sobie szczerze, gruby nie byłem. Już nie. Teraz
wystawały mi prawie wszystkie kości, co było nie tyle przerażające, co
przyjemne.
Wracając, Oh
obrzucił wszystkich swoim spojrzeniem bazyliszka, a swój wzrok zawiesił na
mnie. Powoli zaczął się do mnie zbliżać, a mnie niepewność i strach zjadały od
środka. Czego on tu szukał, chyba nie mnie. Musiało mi się coś wydawać.
Spanikowany bliską konfrontacją z Sehunem zacząłem udawać, że czytam coś z
podręcznika.
- Ty jesteś
Minseok. – padło bardziej stwierdzenie niż pytanie. Powoli pokiwałem głową,
niemal czułem jak mi gula rośnie w gardle ze stresu. Bałem się go, wydawał się
oschły i nie liczący się z ludzkim zdaniem. Ogólnie na pewno przeciwieństwo
Luhana. – Możemy pogadać? – kolejne kiwnięcie. – Ale nie tutaj, gdzieś na
osobności, może w bibliotece? – jeszcze jedno kiwnięcie. – To chodźmy –
powiedział i odszedł, a ja ślepo za nim, ciągle będąc skołowany tym wszystkim.
Gdy wreszcie
doszliśmy do, o zgrozo, klimatyzowanego pomieszczenia i usiedliśmy przy jednym
biurku, Sehun zaczął bez owijania w bawełnę.
- Dobra, powiem
prosto z mostu – wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie z zaciętością w
oczach. – Odwal się od Luhana.
Wbiło mnie w
krzesło, wypuściłem trzymane powietrze, a serce zabiło mi szybciej. Co? To był
ten powód ciągnięcia mnie tutaj ze sobą? Nie potrafiłem dobrać odpowiednich
słów, więc milczałem, co chwilę otwierając usta i zamykając je z powrotem.
Właściwie to co to miało znaczyć? Co on zazdrosny jest, czy jak?
- Po pierwsze,
– zacząłem zachrypniętym głosem. – To on się do mnie ciągle klei i to on zaczął
tę naszą znajomość, więc skargi proszę kieruj do niego, nie do mnie. Po drugie,
on nie jest twoją własnością, więc choćbyś nie wiem co powiedział…
- Jesteśmy ze
sobą – wysyczał w moją stronę, a mnie kolejny raz ścięło z nóg. Jak to są „ze
sobą”? Poczułem nieprzyjemne ukłucie w sercu. To bolało. Raniło mnie bardziej
niż cokolwiek innego wcześniej. Zatkało mnie. Dosłownie już chyba nic nie
mogłem dodać. – Widzę jak na niego patrzysz, zależy ci na nim, ale nie tak jak
powinno. Dlatego mówię ci o tym, żebyś sobie złudnych nadziei nie robił.
Spuściłem
głowę. Poczułem jak w oczach zbierają mi się łzy. Dlaczego dopiero teraz się o
tym dowiedziałem, a nie wcześniej? Inaczej nie zauroczyłbym się w nim. Po
prostu nie. „Minseok, widzisz, co żeś
znowu narobił? Prawie zniszczyłeś ich idealny związek.”
- Nie martw
się, jeszcze znajdziesz osobę, którą pokochasz równie mocno – poklepał mnie po
ramieniu, a ja wzdrygnąłem się na jego słowa. Przecież ja nie kochałem Luhana.
Był mi bliski i może zaczynałem do niego czuć coś więcej, ale to na pewno nie
była miłość. Nie tak ją sobie wyobrażałem.
- Ja go nie
kocham – powiedziałem bardziej do siebie niż do niego, tylko po to, żeby
utwierdzić się w tym fakcie. Znowu zabolało mnie w okolicach serca, czyżby
wyrzuty sumienia? Przecież to niemożliwe, żeby to była prawda. Nie, po prostu
nie. Nie zgadzałem się na to.
- Wmawiaj sobie
dalej – rzucił wstając z krzesła. Odwrócił się jeszcze w moją stronę, gdy był
już przy drzwiach wyjściowych. – W sumie to mi cię nawet szkoda, niespełniona
miłość zawsze jest trudna.
Siedziałem
jeszcze chwilę, nawet nie podniosłem się na dźwięk dzwonka. Prawda uderzyła
mnie z siłą siarczystego policzka. Skuliłem się, podciągając nogi pod brodę.
Zacząłem się lekko kołysać, tak żeby nie spaść, chociaż nie zależało mi na
niczym. Mogłem równie dobrze utonąć w ciemności, już nigdy nie zdolny do
jakiegokolwiek podziwiania świata. Dopiero wtedy zrozumiałem, że moje
depresyjne myśli to nic w porównaniu z tym. Przykre, ale cholernie prawdziwe.
~☆~
Po tym jak
wściekła na mnie bibliotekarka kazała mi wyjść i już więcej tam nie wracać,
udałem się do domu. Nie miałem na nic ochoty. Ewentualnie poleżeć sobie w
spokoju i zapaść w głęboki sen, chociaż nie wiem, czy by pomógł, bo znając mnie
i moją psychikę, zaraz przyśniłby mi się koszmar. Co jeszcze bardziej by mnie
dobiło. Co robić?
Pewnie obejrzę
jakąś łzawą komedię romantyczną, jeśli się nie rozryczę jak stara dziewica z
ponad dziesięcioma kotami. W życiu nie było tak samo jak w filmach czy w
baśniach. Dobro nie zwycięża, a zło nie zostaje pokonane. Na tym polega
realizm, nic nie kończy się szczęśliwie, bo tak. Trzeba mieć też w tym swój
wkład. Użalenie nad sobą niczego mi nie da, ale co mogłem zrobić w tej
sytuacji. Miłość zawsze boli, nic na to nie mogłem poradzić.
„Luhan nie mógł
być mój, ponieważ był Sehuna.” Ta złota myśl kotłowała mi się w głowie
przez cały dzień, nie dając spokoju choćby na minutę. Krzątałem się po domu bez
wyraźnego celu, chodziłem to tu, to tam, nie mogąc na niczym skupić swojej
uwagi. Rozpraszałem się bez względu na to, co zaczynałem robić. Co jakiś czas
popłakiwałem sobie żałośnie, ale już nie tak rzewnie jak wcześniej.
Paczka
chusteczek i zasmarkany nastolatek zawinięty w kocyk, który ogląda jakiś film w
telewizji. Taki obrazek zastała moja mama, gdy wróciła po pracy do domu.
Zmartwiona od razu zaczęła zadawać mi miliard pytań na sekundę, a ja próbowałem
wszystko zbagatelizować, ponieważ byłem to tylko ja i moje głupie uczucia,
którymi próbowałem się nie przejmować, tylko schować w głąb siebie. Najlepiej
tak, żeby nikt ich nie zobaczył przez resztę mojego krótkiego żywota.
Po dostaniu
ostrej reprymendy za to, że się zerwałem i ostrzeżeniu, żebym tego więcej nie
robił, udałem się do swojego pokoju. To był zły pomysł. Przesiąknięte
wspomnieniami ściany, kiedy razem z Luge rozmawialiśmy o bzdetach przytuleni do
siebie. Ile to już minęło? Dwa miesiące? Mam wrażenie, jakby cała nasza
„przyjaźń” zaczęła się wczoraj. Czas tak szybko leciał. Nie potrafiłem za nim
nadążyć. Byłem już tym wszystkim zmęczony, przydałoby mi się zasnąć i nie
budzić, najlepiej do końca świata, a nawet jeszcze dłużej.
Położyłem się
na jak zwykle posłanym łóżku, to zabawne, że zajmowało większą część pomieszczenia,
w którym się aktualnie znajdowałem. Pozostałą część okupowało biurko z krzesłem
obrotowym i szafka na ubrania. Można powiedzieć, że wiele do życia mi nie było
potrzebne. Jawne kłamstwo, ponieważ była mi jeszcze potrzebna jedna osoba, ale
to chyba do szczęścia, więc się nie liczy.
Bałem się
zmrużyć oczy. Bałem się koszmaru, jaki może moja głowa mi pokazać we śnie.
Bałem się pójść spać i obudzić w innej rzeczywistości, tej mroczniejszej, jakim
były zakątki mojego umysłu. Znowu działo się to samo, moja psychika się powoli
sypała, tak samo jak wcześniej. Nie chciałem przechodzić jeszcze raz przez to
samo. To był mój koszmar, którego nigdy nie zapomnę. W końcu ile razy twoje
życie wywraca się do góry nogami? Najwidoczniej dużo.
„No już Minseok, weź się w garść.” To
było trudne, ale wiedziałem, że jestem w stanie. Moje życie znowu musiało
wrócić do normy, a ja musiałem udawać, że nic się nie stało. Czułem się tak,
jakbym dawał za wygraną i nie walczył, tylko wywiesił białą flagę. To było
proste. Po prostu powiedzieć: nie. Moja logika właśnie wkroczyła na nowy
poziom, bo przeczyłem sam sobie i nawet ja to widziałem.
Tak, cóż, ale w
końcu nie codziennie traci się członka rodziny. „I co Minseok, po co ci
było roztrząsanie tego?” Cóż, muszę pamiętać o tym, że mój ojciec był
bohaterem, który został postrzelony przez jakiegoś złodzieja. Jednocześnie
rozpierała mnie duma, ale z drugiej strony to był dla mnie koszmarny czas.
Stanie na pogrzebie w dzień bez ani jednej chmurki, bo świat szedł do przodu,
nie patrząc na to, ile osób zrani po drodze.
To wydarzenie
mnie zmieniło, nie byłem już ufny. Moje życie osiągnęło pewien punkt
kulminacyjny, zupełnie jak w książce, która potem idzie na półkę i się o niej
zapomina. Zupełnie jak o pewnym chłopcu, którego historia została zapisana w
czarnych kartach. Miałem czasami wrażenie, że to nie tak miało się potoczyć, że
moje decyzje były złe i doprowadziły do tragedii. Nie można w końcu nikogo
winić, mój tata miał mimo wszystko niebezpieczny zawód, w którym po prostu
czasem ktoś ginie.
Przewróciłem
się na drugi bok i zakryłem głowę kołdrą. Czy niepotrzebne myśli nie mogły tak
po prostu sobie odpłynąć i zostawić mnie w spokoju, a ja byłbym wolny?
Jakakolwiek jest definicja „wolności”. Zawsze mi się wydawało, że to
niepodleganie zasadom i robienie tego, co się chce, może jednak chodzi o umysł,
który zaciska nas samych, może to złe spojrzenie na to co nas otacza. Może, bo
nikt nie powiedział nie.
~☆~
Następnego dnia
byłem nie do życia. Wielkie sińce pod oczami, ból głowy i mina jakby dopiero co
mnie zgwałcili. A tak poważnie, to czułem się zmemłany, wszystko mnie bolało,
bo co chwilę zmieniałem pozycję do snu.
Nie chciało mi
się iść do szkoły, ale to miał być ostatni dzień tuż przed weekendem, więc się
spiąłem w sobie i zebrałem swoje rzeczy. Miałem nadzieję, że nam trochę dzisiaj
odpuszczą, ale jak to mówią "nadzieja matką głupich". Nie było nawet
cienia szansy na luźniejszy dzień. W końcu egzaminy tuż tuż. Westchnąłem.
Kolejny powód, żeby sobie nie odpuszczać, choćby bolało, piekło i
szczypało.
Zacząłem się
ubierać w swój mundurek, wyglądałem w nim całkiem dobrze. Biała, zwykła
koszula, szara kamizelka, czarne spodnie i krawat. Normalny zestaw, który tak
naprawdę mógł sobie skompletować każdy. Nie tak jak w innych szkołach, w sumie
lepiej dla naszych uczniów.
Gdy byłem już
gotowy, wyszedłem z domu. Każdy dzień wyglądał podobnie. Taka sama, niezmienna
postać rzeczy, która coraz podpadała pod monotonię, a ona jest nudna. Ciągle
robisz to samo, bez większej zmiany. Znaczy tak było, dopóki Luhan nie wszedł
swoimi brudnymi buciorami w moje życie i stał się tym czymś innym. W sumie to
on już w nim wcześniej był, więc co się stało? Czy to moje podejście do niego
nie było już takie samo, co wcześniej? Możliwe, że tak było.
Przemierzałem
szybkim, równym tempem ulice Seulu. Nie śpieszyło mi się na lekcje, a nawet
chciałem się spóźnić, żeby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji z ludźmi. Prawie
nikomu nie pozwalałem się do siebie zbliżyć, bo więzi bolały, ale sprawiały
też, że było czasami różowo aż do porzygu.
Kłębek myśli i
nerwów to najkrótszy opis tego, jak się w tej chwili czułem. Żadne puzzle w
mojej głowie do siebie nie pasowały, bo w końcu po co Luge się do mnie zbliżył?
Wyszedłem na idiotę, jeszcze większym byłbym kretynem, jakbym mu powiedział o
tym co do niego czułem. Miałem ochotę prychnąć ze śmiechu i z politowaniem
przejść obok, jak to zwykle robiłem. Moja skorupa zimnego i bezuczuciowego
opadła, a ja pozostałem nagi i bezbronny.
Doszedłem do
bramy, jeszcze parę metrów i znajdę się na placówce, która mimo wszystko
pozostała mi obojętna, jednak bałem się, kogo mogę w niej zastać, a raczej co
mogę w niej zobaczyć, czytaj: obściskującego się Sehuna z Luhanem na środku
korytarza. Mało realistyczny scenariusz, ale właśnie tak było. Moja popaprana
wyobraźnia podsuwała mi gorsze i gorsze, a ja szedłem z coraz bardziej
zawieszoną głową. Niech ten dzień się już skończy. Czy prosiłem o tak wiele?
Chyba tak, bo
dobił mnie widok siedzącego Lu w ławce. Jeszcze dzień się dobrze nie zaczął, a
ja już miałem depresyjne myśli, które tylko jedna osoba wywołała. „Świetnie
Minseok, jak ty masz przetrwać dzisiejszy dzień?” mówiłem sobie, gdy
siadałem w ławce. Czułem na sobie znowu ten wzrok tej samej osoby. Miałem
ochotę mu przywalić, ale zaraz sobie przypomniałem, jak to się skończyło ostatnim
razem, więc odpuściłem.
To
przeszywające spojrzenie doprowadzało mnie do szału i sprawiało, że serio
miałem go dość. Swoim chłopakiem by się zajął, a nie leci na nowe podrygi.
Normalnie skacze z kwiatka na kwiatek, ale ja nie będę jego zastępstwem. Za
wysoko się ceniłem, raczej swoją dumę, bo moja samoocena nadal była niższa niż
dno najgłębszego jeziora.
Każda lekcja
dłużyła mi się niemiłosiernie. Starałem się skupić na tym, co mówią do mnie
nauczyciele, a jednocześnie ignorować pewnego osobnika. „Tego, którego imienia
nie wolno wymawiać”, czy jakoś tak to szło. W sumie nie ważne jest to, żeby
powtórzyć słowo w słowo to, co się słyszało, tylko żeby zrozumieć sens i opisać
swoimi słowami.
Zbierało mi się
serio na większe przemyślenia i to był błąd, bo im więcej myślałem i się
zamartwiałem, tym bardziej to psuło mój i tak już zszargany nastrój. Luhan
widocznie chciał do mnie zagadać, ale unikałem go jak ognia. Oczywiście on za
żadną cenę nie chciał odpuścić. Ja tak samo, tylko omijanie go było
trudniejsze, bo zdawał się być wszędzie i wszystko dokładnie wiedzieć, może
miał Mapę Huncwotów, bo ja wiem. Za bardzo bym się nie zdziwił.
Nie miałem
zamiaru słuchać jego głupich wyjaśnień, jeśli nawet zdobyłby się na takowe.
Stanąć i powiedzieć mi prosto w oczy, że byłem zabawką, bo nigdy nikt taki jak
on by się mną nie zainteresował. Smutna prawda. Życie to nie bajka, w nim nie
ma miejsca na happy end. Zawsze ludzie i ich jebane uczucia muszą coś
spieprzyć. Ja lepszy nie byłem pod tym względem, jednak to różniło nas od
zwierząt. Chyba.
Najdłuższa
przerwa okazała się być najgorszą. Gdy już miałem nadzieję, że nie zostanę
znaleziony – kanciapa woźnego pod schodami nie była za często uczęszczanym
miejscem – drzwi otworzyły się pod naporem. Zastygłem w niemym oczekiwaniu,
podciągając nogi pod brodę. Chciałem chwili spokoju, prosiłem o tak wiele?
Światło raziło moje oczy
- Minnie… -
usłyszałem ciszy szept Luhana. Ścisnąłem swoje kolana, zapewne zostawiając
siniaki. Podszedł do mnie, a ja nijak mogłem się odsunąć, bo za mną była
twarda, zimna ściana. Czy ten gość nie mógł sobie chociaż raz odpuścić i
zostawić mnie w spokoju? – Dlaczego mnie unikasz? – padło, a napięcie między
nami było bardzo wyczuwalne. Usiadł obok mnie w takiej samej pozycji, nasze
nogi stykały się ze sobą, co wywoływało ciepło rozchodzące się po moim ciele.
Trwaliśmy chwilę w zupełnej ciszy, ciemność otaczała nas ze wszystkich stron,
ponieważ ktoś musiał zamknąć drzwi, a nie zostawić je chociażby lekko uchylone.
– Nie masz zamiaru nic odpowiadać – stwierdził bardziej niż zapytał, lecz i tak
pokiwałem głową. – Dobrze, więc ja będę mówił. Nie wiem, kto ci czego o mnie
nagadał, ale to nieprawda…
- Sehun mi
powiedział o waszym szczęśliwym związku – przerwałem mu jego monolog, zanim
zdążył się rozkręcić na dobre. Chyba się tego nie spodziewał, bo zamilkł na
dobrą minutę, która wydawała się w tym malutkim pomieszczeniu wiecznością.
- To nieprawda
– w jego głosie dało się słyszeć nutkę wściekłości i zaskoczenia. Przeszły mnie
ciarki od samego jego tonu, który do niego zupełnie nie pasował. Do tego
narwanego, klejącego się czegoś. Najwidoczniej nie znałem go tak dobrze, jak mi
się wydawało. – Nie przejmuj się nim, to tylko napalony na mnie
pierwszoroczniak – kontynuował i znowu zapadło milczenie, tym razem trwające
zaledwie kilka sekund. – Czekaj… - powiedział wolno, wypuszczając powietrze. –
Czy ty byłeś o mnie zazdrosny? - Na usta cisnął mi się zgryźliwy komentarz,
pełen przekleństw i wyzwisk, ale nie byłem w stanie robić uniku. Nie chciałem
już uciekać, dlatego moją odpowiedzią było kiwnięcie głową. – Chodź, musimy już
stąd iść – to stwierdzenie uderzyło mnie jak piorun. Czy on nie widział, że
potwierdziłem jego słowa? Nieczuły drań.
Nagle coś do
mnie dotarło z taką siłą, że chciałem skoczyć z mostu, albo walnąć się w swoją
pustą głowę. Przecież było ciemno, a Luhan najprawdopodobniej nie ma
noktowizora w oczach. Serio kiedyś zginę przez własną głupotę. Szkoda
opisywać.
Nim się
zorientowałem, już człapałem z Lu za rękę przez całą szkołę ze zwieszoną głową,
jak małe dziecko, które zrobiło coś złego i boi się ponieść konsekwencje. Może
właśnie tak było, a jakie było moje zdziwienie, gdy zorientowałem się, że
prowadzi mnie w zupełnie innym kierunku. Już chciałem się wyrwać, ale trzymał
mocno. Byłem ciekawy, co mu znowu strzeliło do głowy.
- Zaraz będzie
dzwonek – wyszeptałem, nadal patrząc się na swoje buty. Rzucił mi krótki
uśmiech przez ramię. Kiedy zorientowałem się, że prowadzi mnie do wyjścia ze
szkoły, zacząłem się jawnie opierać. Darłem się jakby mnie ze skóry obdzierali,
ale zarówno Luhan, jak i pozostali, którzy nas mijali, nie zwracali na to
najmniejszej uwagi. – Zadowolony? Wyciągnąłeś mnie na dwór, jest strasznie
zimno, wracajmy do środka. Jak przez ciebie się rozchoruję, to się potem z tobą
policzę. Jeszcze nie wiem, co ci zrobię, ale będzie bolało i to bardzo.
Będziesz mnie błagał o litość, a ja w swojej wspaniałomyślności ci nie daruję i
dalej będę cię torturował, ciesząc się każdym twoim przeraźliwym krzykiem rozpaczy
– Luhan nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Gdzie on mnie ciągnął w taką
pogodę? – A tak poważnie, to gdzie mnie zabierasz?
- Gdzieś, gdzie
unikniemy wścibskich ludzi – tego mi było potrzeba, odpoczynku od nich. –
Wydaje mi się, że moje mieszkanie będzie do tego idealne – dodał mimochodem, a
mnie po raz kolejny ścięło z nóg. Co przepraszam? Stop, wróć, powtórz. A co z
moimi rzeczami? Nie zostaną chyba tak sobie? – Nie martw się o nic, poproszę kogoś,
żeby zabrał nasze plecaki.
To mnie wcale
nie uspokoiło, serio martwiłem się o swoje zdrowie. Dotarło do mnie, że jeszcze
nigdy nie byłem u niego w domu, więc poddałem się w połowie drogi. Ciągle
przesiadywaliśmy u mnie, bo podobno bliżej było.
Gdy dotarliśmy
na miejsce, co wbrew pozorom nie zabrało dużo czasu, Luhan od razu się do mnie
przyszpilił. Ledwo domknęły się za mną drzwi, a ja wylądowałem w jego
ramionach. Poklepałem go po plecach z zamiarem dodania mu otuchy. Zdawało mi
się, że on też chce trochę wsparcia, w końcu ile można tryskać pozytywną
energią na prawo i lewo? Każdego to męczy. Odkleił się ode mnie i zaczął szurać
nogami w miejscu, jakby nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nagle wykonał jakiś
bliżej nieokreślony ruch ręką, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Czy
tylko moim zdaniem zrobiło się trochę niezręcznie?
- Chodź,
oprowadzę cię – szepnął i odszedł, a ja za nim. Jego mieszkanie okazało się
dość sporawe, widać było, że mieszkał tu z rodzicami, bo sam takiego porządku
by nie zrobił. Dosłownie wszystko lśniło czystością, oprócz jego pokoju. Tu już
widać było, kto w nim rządził. Usiadłem na jedynym miejscu, które wydawało się
czyste, czyli na parapecie. Luhan chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić i w
ostateczności podszedł do mnie. - Muszę ci powiedzieć coś ważnego – zaczął
powoli. Zabrzmiało poważnie, więc czekałem na jego dalsze słowa. – Nie wiem od
czego i jak zacząć…
- Nie martw
się, wal prosto z mostu – ledwo wypowiedziałem te słowa przez narastającą gulę
w gardle. Znowu coś sobie pewnie ubzdurał, ale od kiedy nasza „znajomość” się
zaczęła, moje życie stało się dużo ciekawsze. Oparł jedną rękę o kant parapetu,
a druga powędrowała do mojego policzka, muskając go opuszkami palców.
Przejechał delikatnie do kącika moich ust, a potem do mojej dolnej wargi, żeby
tam zostać na chwilę. Przeniósł ciężar ciała na swoje nogi, które teraz były
między moimi i objął swoimi dłońmi moją twarz. Idealnie się na nich ułożyły,
jakby właśnie tutaj było ich miejsce.
- Minnie… -
zaczął, patrząc mi głęboko w oczy. Jego wzrok był niczym wypuszczonego przed
chwilą szaleńca, a może to była desperacja? – Kocham cię – powiedział, a ja
poczułem się jak w kiczowatej dramie, w której wszystko kończy się szczęśliwie.
Nie wiedziałem jak zareagować, ale nawet nie miałem na to czasu, bo zaraz
poczułem wargi napierające na moje.
Pocałunek był
lekki, ale intensywny, zawrócił mi w głowie. Luhan przyciskał mnie do siebie z
pewną stanowczością, jakby bał się, że sobie pójdę i nie wrócę. Całował wolno,
tak jakbyśmy mieli mnóstwo czasu, a jutro miało nie nadejść. Nasza wieczność, w
której się zanurzyliśmy.
Otworzyłem usta
ze zdziwienia, bo nigdy nie było mi tak przyjemnie i jednocześnie miałem
wrażenie, że wybuchnę. Luge od razu to wykorzystał i wdarł się swoim językiem
do mojego wnętrza, wszystko szczegółowo badając. Ciepło, które biło od niego,
drażniący zapach perfum i delikatny dotyk sprawiał, że czułem się jak w niebie.
Jego zwinne
rączki zostawiły moją twarz i zakradły się pod moją za długą koszulkę,
ściskając moje biodra tak, że przybliżyłem się do niego jeszcze bardziej.
Zarzuciłem mu ręce na ramiona, z którymi wcześniej nie wiedziałem co zrobić.
Zagarniałem pełnymi garściami to, co mi dawał, czyli spokój i bezpieczeństwo,
oraz to, że jutro będzie lepiej.
Nie całowałem
się po raz pierwszy, ale to był pierwszy raz, kiedy wszystko czułem tak
intensywnie. W brzuchu co chwilę wszystko wywracało mi się do góry nogami,
policzki mnie paliły, a płuca piekły z braku tlenu.
Oderwałem się
od Luhana tylko po to, żeby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jego twarz
była oblana szkarłatnym rumieńcem, zupełnie jak moja. Nasze usta nadal były
blisko i jego oddech przemieszał się z moim.
- Ja ciebie też
– szepnąłem, spuszczając lekko głowę, żeby moje kosmyki włosów mogły zakryć
moją minę i zawstydzenie. W końcu nie codziennie wypowiadałem się o swoich
uczuciach, szczególnie tych najbardziej skrytych.
~☆~
I tak minęła
jesień, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, zupełnie jak w tandetnym filmie
miłosnym. Zaczęła się zima, lekki puch przyozdobił ulice i drzewa, dając
poczucie czystości. W pewnym sensie tak było, bo moja dusza odnalazła spokój, a
ja znalazłem osobę, którą pokochałem całym swoim sercem, a może nawet mocniej.
5 komentarzy:
Zaczęłam czytać i się rozpłakałam. Później w połowie znowu. I na koniec to samo. Bardzo piękne i strasznie mi się podobało. Biedny Minnie na początku. To jak traktował Luhana. :|
Jeszcze potem Sehun, który tak namieszał w ich relacji. Ale końcówka idealna. ♥
Ogromnie się wzruszyłam. To był chyba pierwszy Xiuhan, jakiego czytałam.
Życzę powodzenia w dalszym pisaniu. :D
Jakie to było genialne *.*
I jeszcze XiuHan nie HunHan ,3
Ten ff wyszedł idealnie! Uwielbiam!!!!! <3
wow! nic dziwnego, że tak długo pisałaś tego oneshota, bo jest na serio bardzo długi i piękny. chyba gdzieś tam wspominałam, że podoba mi się Twój styl pisania, ale nie zaszkodzi napisać to jeszcze raz. genialne opisy pełne sarkazmu. cudownie wykreowałaś postać Xiumina. tak się cieszę, że jednak Luhan nie odpuścił. miło, że tak zależało mu na przyjaźni z Minseokiem. i ta słodka końcówka!!!
pozdrawiam! :D
Uwielbiam czytać takie ff. Czuję wtedy takie ciepełko i jestem kluską pełną różnych emocji bsjsbsnsjsbjssk ;;;;; ♡
Bardzo mi się podoba charakter Minseoka, jaki wykreowałaś! Tak samo jest świetnie opisany :D
A do tego to szkolny XiuHan, więc jeszcze lepiej.
Mam nadzieję na jeszcze takie długie shoty :3
Prześlij komentarz