wtorek, 28 lipca 2015

Soy milk

Pairing: Xiubaek
Gatunki: au, fluff, crack, romans
Beta: Yume
a/n: one shot pisany ze specjalną dedykacją dla mojej fav unnie Olgi, na jej urodziny! Niestety, ale spóźniłam się trochę, jednak w końcu jest i mam nadzieję, że będzie się wam tak lekko czytać, jak mi przy pisaniu się tego shota. 

Word count: 6k

Życie ma gorzkawy smak, dlatego trzeba do niego dodawać cukru, żeby stało się słodsze. Tak samo jak kawa, a ja swojej nie słodziłem. Wolałem cierpką prawdę, niż czarującą powłokę kłamstwa owianą niewiedzą.
Dlatego zawsze, gdy zamawiałem jakiś napój w kawiarence na rogu, do której regularnie chodziłem, prosiłem o niesłodzoną kawę na sojowym mleku. Nie przyznawałem się do tego głośno, ale dbałem również o swoją linię, nie odchudzałem się, po prostu nie chciałem przytyć.
Więc chodziłem codziennie do tego samego miejsca, bo znęcanie się nad jednym baristą stało się moim hobby, plus krytykowanie tego jak robił kawę, jak na przyjaznego klienta przystało. 

~~

- Minseok! Ta kawa jest niedobra! Zrób mi nową! – krzyknąłem do baristy, który uwijał się za ekspresem, robiąc ciągle piętrzące się zamówienia, które zdawały się w ogóle nie ubywać.
- Przepraszam, ale co się panu nie podoba w pana zamówieniu? – zapytał ze sztucznym uśmiechem. Uwielbiałem to, że w relacji klient-pracownik, to on musiał mi usługiwać, żebym był zadowolony. Wykorzystywanie tego było moją specjalnością.
- Nie podoba mi się, że ta kawa jest niesmaczna po prostu zrobiłeś za mocne espresso – zacząłem grymasić i niemal prychnąłem ze śmiechu, gdy zobaczyłem jego czerwoną ze złości twarz. Jednak w porę zdążyłem się opanować.
- Przepraszam, ale taką pan zamówił. Bez cukru na sojowym mleku, więc jeśli panu się coś nie podoba, może pan sobie zawsze posłodzić, a cukier znajduje się po mojej prawej stronie – Minseok każde słowo „pan” wypowiadał z naciskiem, słychać było, że z trudem przechodziło mu przez gardło, w końcu byłem od niego młodszy. Więcej nie mogłem się powstrzymywać i wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem, a reszta ludzi, który obserwowali naszą małą potyczkę, pokręcili głowami z dezaprobatą.
Minseok spojrzał na mnie z zdegustowaniem i wrócił do przyrządzania kawy, a ja zwijałem się teraz ze śmiechu na podłodze, nie mogąc ciągle się opanować. Mina Minseoka była tak bezcenna, że gdybym mógł, to zrobiłbym zdjęcie i powiesił nad łóżkiem, żeby gdy tylko poczuję się źle, poprawiał mi humor.
- Czy mógłbyś już sobie iść? – jęknął Minseok w moją stronę, ale ja miałem inne plany, nie pomęczyłem go jeszcze dostatecznie długo, żeby sobie pójść.
- Ależ Minseokkie, jak ty się zwracasz do swoich klientów, za grosz szacunku. Uważaj, bo na ciebie doniosę przełożonemu – zagroziłem ze słodkim uśmiechem na ustach. Na co on tylko machnął ręką i poddał się.
Usiadłem na krześle najbliżej lady i obserwowałem jego poczynania, rzucając co chwilę jakieś kąśliwe uwagi. Bawiłem się wspaniale, nie zauważyłem nawet, kiedy zrobiło się ciemno za oknem i kawiarenkę trzeba było zamykać.
- Nie martw się Minseokkie, wrócę tu jeszcze jutro – krzyknąłem do niego, a w odpowiedzi usłyszałem wiązankę przekleństw.
Z szerokim uśmiechem szedłem dziarskim krokiem do mojego domu, w którym pewnie czekali już na mnie rodzice, o ile w ogóle zaszczycili mnie dzisiaj swoją obecnością. Co tu dużo mówić, obydwoje byli pracoholikami, ale pogodziłem się już z tym. Dom praktycznie stał pusty, bo ja też nie zagrzewałem w nim miejsca, głównie wychodziłem na miasto ze swoimi przyjaciółmi.
Westchnąłem, gdy otwierałem drzwi. Niepozapalane światła przywodziły na myśl dom strachów, wiedziałem już że nikogo nie ma. Nawet nie musiałem sprawdzać, żeby mieć co do tego pewność.
Podreptałem prosto do swojego pokoju z zamiarem pójścia spać, w środku zastał mnie bawiący się w swojej klatce chomik. Gdy wszedłem,  od razu przestał biegać na swoim kołowrotku i zwrócił swoją uwagę na mnie. Przynajmniej jeden zwierzak czekał na mnie w domu.
- Hej bae, jak tam? – powiedziałem do ciągle bezimiennego chomiczka, który właśnie wspinał się po metalowych prętach klatki. – Może powinienem ci w końcu zmienić wodę albo wymienić jedzenie? W sumie to zrobię to jutro, teraz jestem zmęczony – nie miałem do kogo gęby otworzyć w swoim własnym domu, więc gadałem sobie do chomika. To z pewnością było w pełni normalne.

~☆~

Tak jak obiecałem Minseokowi, przyszedłem następnego dnia i kolejnego też. Przychodziłem tak kilka dni z rzędu, aż wreszcie znudziło mi się siedzenie na tyłku i przestałem. Jednak byłem z siebie zadowolony, niech myśli, że zrobiłem sobie przerwę w przychodzeniu albo coś.
- Jak tam mija życie? – Klepnął mnie w ramię Jongin, a ja posłałem mu zdawkowy uśmiech. Wiedział o moich eskapadach do kawiarni i że męczyłem tam pewnego baristę. Niby taka mała rzecz, a rozeszła się wśród moich znajomych niczym błyskawica po niebie.
- Wiesz co, w sumie to całkiem znośnie – odpowiedziałem, zakrywając dłonią usta, żeby powstrzymać ziewnięcie. Dzień mijał mi wolno i nic nie mogłem na to poradzić. Chciałem, by wydarzyło się w końcu coś ciekawego, co przerwie codzienną nudę. Jednak niestety nigdy nic takiego się nie działo, przez co mogłem obwiniać albo siebie, albo nerdów z pierwszych klas, że nie podstawili się jakiemuś mięśniakowi.
- Rozumiem, że nic nowego się nie działo? – pytał dalej, a ja spojrzałem się na niego wzrokiem pełnym jadu. Czemu wypytywał o to mnie? Może i byłem na bieżąco ze szkolnymi plotkami, ale bez przesady. Nie miałem zamiaru mu służyć jako prywatny informator.
- Znajdź sobie kogoś innego, jeśli cię to interesuje – odparłem i wróciłem do grzebania w swoim talerzu, jakby nagle coś miało z niego wyskoczyć i pożreć Jongina w całości. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak się właśnie stało.
- Baekkie, spokojnie, zluzuj gacie czy jak to się tam teraz mówi – próbował zażartować, a ja, gdybym coś pił w chwili, kiedy te słowa opuściły jego usta, wyplułbym mu wszystko na twarz. Cholerny murzyn nie będzie mi mówił, co mam robić.
- Wiesz co, straciłem cały apetyt – powiedziałem i wstałem. Odszedłem od stołu, byle dalej od nieznośnego Jongina, który przyprawiał mnie o zawroty głowy.
Szedłem wolno do mojej klasy, teraz właśnie miała być lekcja śpiewu, na które uczęszczałem jako jednen z trzech przedmiotów do wyboru. Nasze liceum było o tyle dobre, że można było wybrać na jakie zajęcia teatralne będzie się chodzić przez trzy lata. Niestety już kończyłem naukę tutaj, ale na pewno zostaną mi po tym miejscu niezapomniane wspomnienia.
- Jak tam? – zapytałem, siadając obok Jongdae na podłodze. Koleś miał niesamowity głos, aż czasami robiłem się z tego powodu zazdrosny, jednak ja sam nie miałem powodów do narzekań. Wiem, że śpiewałem czysto, jak na naszą klasę.
- Słyszałem, że dzisiaj będą zajęcia w parach, jak coś to jesteś, prawda? – W odpowiedzi pokiwałem głową. Skupiłem swój wzrok na nauczycielu, który właśnie wchodził do sali, był to facet w średnim wieku, jednak znał się na swojej robocie i to w zupełności mi wystarczało.
- Nie będę owijał w bawełnę i zacznę od razu. Macie dobrać się w dwójki i to możliwie jak najszybciej – gdy tylko to stwierdzenie padło z jego ust, zapanował harmider. Każdy przekrzykiwał każdego i zapanował zgiełk niemożliwy do ogarnięcia. Nasz nauczyciel westchnął tylko ciężko i poczekał, aż wszyscy się uspokoją. – Więc tak, już tłumaczę dalej – zaczął, a tym razem nikt mu nie przerwał. – Zasady są proste, macie wykonać jakąś balladę dla par, czas jest do końca następnego tygodnia - jęknąłem w duchu, nienawidziłem takich zadań. – Najlepsza dwójka może liczyć na tegoroczny występ na gali – i to znowu rozbrzmiała wrzawa. Ludzie szeptali do siebie, chcąc za wszelką cenę wygrać, ale szczerze mi to zwisało i powiewało.
- Jaką piosenkę chcemy wykonać? – wyszeptał do mnie Jongdae. – Coś wolniejszego czy szybszego?
- Moim zdaniem nasze głosy pasują idealnie do czegoś spokojnego.
- Więc niech będzie – zgodził się Jongdae.

~~

Dwa tygodnie. Dostaliśmy mniej więcej dwa tygodnie na przygotowanie całości, więc czekało nas mnóstwo pracy i prób. Na decyzje, którą piosenkę zaśpiewamy, również pozostawało mało czasu. Siedzieliśmy głównie u mnie w domu, bo jak się okazało, Jongdae miał starszego brata, któremu nie chciał za bardzo przeszkadzać, gdyż pracował do późna. Nigdy nie widziałem go na oczy, ale podejrzewałem, że musiał być równie szpetny co Jongdae. 
- Więc kończymy na dzisiaj? – zapytałem, przeciągając się. Stawy mi chrupnęły, a ja skrzywiłem się lekko z bólu. – I tak nie ma sensu dalej nad tym siedzieć, robi się już późno – przekonywałem niezrażonego Jongdae, który dalej coś tam notował w swoim notesiku.
- Tak, w sumie masz rację – stwierdził, podnosząc swoje cztery litery do góry i posyłając mi uśmieszek. – Mamy większość pracy za sobą, a i tak jeszcze został nam prawie cały tydzień – te słowa to był miód na moje serce.
- Pozdrów swojego brata – powiedziałem, gdy zbierał się już do wyjścia. Zerknąłem na zegarek, w sumie zostało mi trochę czasu, żeby pójść na kawę i wziąć latte na wynos. Uśmiechnąłem się diabelsko do siebie, dawno nie odwiedzałem Minseoka. Pewnie już zatęsknił za swoim ulubionym klientem.
Nie minęło nawet pół godziny, a już stałem pod swoją ukochaną kawiarnią. Bez wahania otworzyłem drzwi i gdy już wszedłem do środka, ktoś westchnął z bólem. Nie musiałem widzieć kto to, żeby wiedzieć.
- Też się cieszę, że cię widzę – oznajmiłem z szerokim uśmiechem na ustach. Przybliżyłem się do Minseoka, który obrzucił mnie zdegustowanym spojrzeniem i nic nie odpowiedział. Zachichotałem krótko, a następnie skupiłem się na zmówieniu tego, co zwykle, czyli kawy na sojowym mleku.
- Pana zamówienie – powiedział przez zaciśnięte zęby Minseok, nie miałem pojęcia czemu, ale robiąc taką minę, przypominał mi mojego chomika. Co zaraz mu wytknąłem. Już widziałem jego pulsującą ze złości żyłę, wiedziałem, że zaraz wybuchnie, a ja już praktycznie powstrzymywałem swój śmiech.
- Baekhyun, słuchaj, skoro przychodzisz tutaj znęcać się nade mną, to myślę, że powinieneś opuścić ten lokal – wysyczał, a jego słowa wbrew pozorom zabrzmiały poważnie. Wydawało się, że tym krótkim stwierdzeniem obniżył temperaturę wokół niego o jakieś dziesięć stopni.
- Kiedy ja nie chcę, tu jest tak przyjemnie i w ogóle, czemu mnie wyganiasz? – Udałem zasmuconego i wydąłem nawet wargi, co najwidoczniej dodało mi tylko wierzytelności, bo mina Minseoka natychmiast złagodniała. – Ale dobrze, skoro mnie tu nie chcesz…
- Znaczy… - przerwał mi Minseok, który był widocznie zmieszany i nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Czasami moje smutne oczka się na coś przydadzą. – Słuchaj, nie wiem, co ci powiedzieć, bo mnie wkurwiasz i to dość mocno, ale chyba bym nie wytrzymał bez sprzeczek z tobą – mówiąc to, uśmiechał się niewidocznie, ale ja to zaważyłem. Miał lekko podniesione kąciki warg do góry, nic więcej.
- Ojoj Minseokkie, czy to znaczy, że za mną tęskniłeś? – zapytałem z nikłą nadzieją w głosie. Na to on przygryzł dolną wargę i pokiwał głową. Przepełniło mnie uczucie zwycięstwa, może nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że go wkręcałem. – To mi miło, a teraz oddaj mi moje zamówienie – mówiąc to, wyciągnąłem ręce w jego stronę, a on jakby nagle sobie przypomniał, że ciągle trzymał parujący kubek kawy. Podał mi go, a ja niemal natychmiast napiłem się łyka, zapominając, że napój był gorący i parząc sobie przy tym język.
Natychmiast wszystko wyplułem i złapałem się usta, wydając jakieś dziwne dźwięki. Temu wszystkiemu towarzyszył śmiech Minseoka, a ja nie mogłem się powstrzymać przed stwierdzeniem jak ładnie brzmi. Był melodyczny i aż tryskał radością, przestałem na chwilę wachlować swój język, żeby skupić na nim swój wzrok. Jak mogłem czegoś takiego wcześniej nie zauważyć?
Przełknąłem głośno ślinę i podziękowałem mu, żeby następnie wyjść na świeże powietrze i ochłonąć trochę. Właśnie wtedy oprzytomniałem i przypomniałem sobie, że tak naprawdę nigdy nie widziałem Minseoka śmiejącego się. Zawsze się ze mną sprzeczał i praktycznie nigdy nie obdarzył mnie przyjaznym uśmiechem. To było dziwne uczucie, bo znałem go już długo.
Obiecałem sobie, że od dzisiaj zmienię swoje podejście i będę się starał wywoływać na jego twarzy uśmiech pełen radości, a nie grymas złości.

~~

- Baekhyun – powiedział ktoś jakby z oddali. – Baekhyun – i znowu. – Baek! Nie każ mi powtarzać! – wrzask Jongdae mnie trochę otrzeźwił, ale ciągle błądziłem myślami do dnia, kiedy to dałem sobie słowo, że stanę się miły. – Gościu, gdzie ty odpływasz? – zapytał się mnie, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
- No to co, gdzie jesteśmy? – przeniosłem wzrok na kartkę, na której wypisane były słowa naszej piosenki. Sunąłem przez chwile po niej spojrzeniem, aż w końcu natrafiłem na kawałek, który jak mi się zdawało, zaśpiewał właśnie Jongdae.
- Tutaj – wskazał mi palcem jakąś linijkę. – Bez obrazy, ale powinieneś już to znać na pamięć – to mi przypomniało, że wystawialiśmy nasz cover już za niecałe dwa dni. Strasznie się denerwowałem, bo jeśli udałoby nam się wygrać, to może w końcu rodzice byliby ze mnie dumni. Natomiast Jongdae chciał popisać się przed swoim bratem.
- Dobra, dobra, dzisiaj się tego nauczę – skwitowałem swoją wypowiedź niepewnym uśmiechem. Znałem już połowę tekstu, ale niestety musiałem to wykuć na pamięć.
- Nie zawiedź mnie stary, wiesz jakie to dla mnie ważne. – Energicznie pokiwałem głową i wgapiłem się w kartkę, którą trzymałem. – Nie musisz przecież tego robić teraz – w głosie Jongdae dało się wyczuć nutkę rozdrażnienia, ale ja dalej intensywnie wpatrywałem się w kartkę. – Wiesz co, dobra, rób sobie co chcesz – i tu pękły we mnie wszelkie zapory.
- Słuchaj, staram się, tak? Więc skończ swoje biadolenie o tym, jak bardzo chcesz wygrać, bo ja też tego chcę. Dlatego z łaski swojej odwal się ode mnie i zajmij się sobą, bo sam taki świetny wcale nie jesteś – wybuchłem, aż kipiało we mnie ze złości. Jongdae chyba musiał zrzucić na kogoś winę przegranej, jeśli nie zdobędzie pierwszego miejsca, ale ja się tak łatwo nie dam. Pokażę mu, kto tu rządzi.
Jongdae otwierał i zamykał usta, jakby nie widząc co powiedzieć i udając złotą rybkę, która sobie pływa po akwarium. Zapewne miał tyle samo zdrowego rozumu co ona. W końcu jednak obrócił się i wyszedł.
Tak po prostu sobie wyszedł i zostawił mnie z tym wszystkim samego. Jeszcze bardziej wezbrała we mnie wściekłość na niego. Miałem ochotę przez chwilę mu nogi z dupy powyrywać i jeszcze zakopać gdzieś w lesie jego zwłoki, podczas gdy ja sobie bym skakał po miejscu, w którym go pochowałem.
Aż mało nie przewróciłem niewinnego stołu, który znajdował się mojej drodze. Wziąłem parę głębokich wdechów na uspokojenie, z każdym następnym wydechem moja złość trochę przechodziła. Gdy w końcu uspokoiłem się na tyle, żeby móc swobodnie funkcjonować, pozbierałem wszystko, co się walało po podłodze w moim pokoju.
Podszedłem do klatki, przedtem jednak wziąłem dużą garść karmy, i przez  kratki zacząłem karmić mojego chomika, który chętnie zjadał tylko nasionka słonecznika. Resztę, którą raczył się zignorować, wsypałem do jego i tak pełnego pojemniczka na jedzenie.
- Jak myślisz, czy zdarzy się jakiś cud i życie przestanie być takie beznadziejne? – zapytałem go, wiedząc dobrze, że mi nie odpowie. Zamiast tego wszedł na swój domek z drewna i zaczął się wspinać po kratkach klatki. Wyglądał naprawdę zabawnie, jeszcze jego ciałko zwisało sobie, gdy uczepił się sufitu. Uśmiechnąłem się lekko, gdy spadł na trociny i schował się do swojego domku.
Westchnąłem ciężko, zdawałem sobie sprawę, że właśnie mój limit wolnego czasu się wyczerpał i że powinienem przysiąść do nauki tekstu, ale tak bardzo mi się w tej chwili nie chciało tego robić. Oparłem głowę na ręce i odpłynąłem myślami.
Minseok rzeczywiście przypominał takiego małego, uroczego chomiczka. Miał duże oczy, był niski jak na swój wiek, co na początku strasznie mnie bawiło, i te okrągłe policzki, które nic tylko wytarmosić.
Przez następną godzinę rozpływałem się na jego myśl, nie byłem w stanie stwierdzić, co mnie tak nagle na to naszło. Zamiast wziąć się do pracy, wolałem poświęcić swój bezcenny czas na wyobrażanie sobie Minseoka w różnych sytuacjach. Gdy skończyłem, moja twarz przypominała w kolorze dojrzałego pomidora.
Otrząsnąłem się z zamyślenia i przysiadłem, żeby w końcu nauczyć się tego cholernego tekstu tej cholernej piosenki.

~~

Nasz występ, mimo wszystkich przeciwności jakie nas spotkały, okazał się być jednym z lepszych i mimo iż Jongdae tak na mnie narzekał, to pod koniec uściskał mnie z wdzięczności i ulgi. Ja też byłem z siebie dumny i może nawet mieliśmy jakąś nikłą szansę wygrać ten konkurs.
Jednak wszystko okaże się za parę dni, gdy jury postanowi kto był najlepszy, a teraz obchodziła mnie tylko kawa. Gorąca i smaczna, prosto spod rąk mojego ulubionego baristy. Dlatego nie czekając na jakikolwiek znak życia z pustego domu, wyszedłem na dwór, nie oglądając się za siebie.
- Poproszę… - prawie wykrzyczałem, gdy już znajdowałem się w środku mojej ulubionej kawiarenki. Coś było nie tak i to z pewnością nie zapach unoszący się w powietrzu, przesiąknięty zapachem świeżo upieczonych babeczek, od którego aż ciekła ślinka.
Za kontuarem wcale nie stał Minseok, tylko jakiś młodo wyglądający gość o  sterczących włosach, zapewne postawionych na jakimś żelu. Był wysoki, na pewno wyższy ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów. Miał nieprzeniknioną twarz, w ogóle się nie uśmiechał, ani nie dawał żadnych oznak, że coś go obchodzi. Po prostu stał, wpatrzony przed siebie.
Przeczesałem wzrokiem całą kawiarenkę, ale nie było nawet śladu po Minseoku, przez co poczułem nieprzyjemny skurcz w żołądku. Byłem trochę zawiedziony, ale nic nie mogłem na to poradzić, że zamiast niego postawiono tu tego wesołka, co aż palił się do pracy.
Zanim się zorientowałem, już stałem przy kasie z zamiarem zamówienia czegoś do picia, kiedy wydarzyło się coś tak nieoczekiwanego, że niemal powaliło mnie na nogi. Ten koleś, który wcześniej stał jak słup soli, przeniósł na mnie swoje spojrzenie i wykrzywił usta w jakiejś parodii uśmiechu, widocznie był wymuszony. Nie mogłem powstrzymać parsknięcia śmiechem, który opuszczał moje gardło.
- Poproszę niesłodzoną latte na sojowym mleku – wyrecytowałem swoje zamówienie, a gość popatrzył na mnie z szokiem na twarzy. Pewnie coś do niego nie dotarło i już otwierałem buzię, żeby powtórzyć, ale odezwał się zanim ja zdążyłem.
- Nie mamy sojowego mleka – powiedział to tak beznamiętnym tonem, że po raz drugi prawie mnie ścięło z nóg. Przyjemniaczek, nie ma co.
- Jak to nie macie sojowego mleka, przecież zawsze było i mogłem dostać swoją zakichaną latte – warknąłem w jego stronę, a on w odpowiedzi wzruszył ramionami. Ta czynność, mimo iż zwykła, zirytowała mnie niemal do granic możliwości. – Słuchaj, to ja tu jestem klientem, a ty jesteś pierdolonym sprzedawcą i masz mi zrobić latte z mlekiem sojowym albo nigdy nie zobaczysz na oczy tej kasy, którą mam ci zapłacić.
- Trudno, nie jesteś jedynym, który tu przychodzi.
- Że co proszę?! – tym razem wrzasnąłem, nie mogąc powstrzymać gniewu, który rósł z każdym wypowiedzianym jego słowem. – Dobra, w takim razie wychodzę i nigdy tu nie wrócę. Plus, pamiętaj gościu, że jesteś na mojej czarnej liście – odwróciłem się z zamiarem odejścia, ale jego wypowiedź przeważyła szalę mojej anielskiej cierpliwości.
- Kto by się bał takiego mikrusa jak ty. – Z gardła wyrwał mi się szaleńczy śmiech. Nie wiedziałem kiedy znalazłem się przed nim, ani kiedy moja pięść trafiła w jego twarz i brzuch. Furia, która mnie ogarnęła była niewyobrażalna, ale kurwa, zasłużył sobie gnojek. Nikt nie będzie mnie bezczelnie obrażał.
Biłem na oślep, do momentu, aż czyjeś ręce odciągnęły mnie do tyłu. Nie widziałem, kto to i zamiast się uspokoić, wyrywałem się i próbowałem odgonić osobę, która nas rozdzieliła. Wydarłem się na tego kogoś za mną, żeby mnie puścił, ale wzmocnił tylko uścisk wokół mojego brzucha.
- Spokojnie – po głosie poznałem, że to Minseok szeptał mi jeszcze do ucha uspokajające frazy, a ja rozluźniałem się pod wpływem jego głosu, który był delikatny i czuły, niczym muśnięcia motyla. Przestałem się opierać i momentalnie mnie puścił, a ja od razu zapragnąłem, żeby znowu mnie objął. Jednak zepchnąłem te myśli w głąb swojego umysłu, do najciemniejszych jego zakamarków. 
- Minseok, ten dureń nie chciał mi zrobić kawy – poskarżyłem się, a w odpowiedzi otrzymałem cichy chichot. – Czemu się śmiejesz i czemu przyszedłeś dopiero teraz? – Zrobiłem obrażoną minę, ale chyba nie przejął się zbytnio moim zachowaniem.
- Przepraszam, ale czasami ja też muszę pójść do toalety i poprosiłem Yifana, żeby mnie przez chwilę zastąpił. Powiem ci jedno, on nie ma zielonego pojęcia jak się robi kawę, więc stłukłeś go bez potrzeby. – Wyglądał na bardziej rozbawionego, niż zdenerwowanego faktem, że właśnie pobiłem się z jego współpracownikiem.
- Dobra – mruknąłem, spuszczając głowę w akcie poczucia winy. Właśnie wtedy Yifan podniósł się z podłogi, chociaż nie pamiętam, żeby w ogóle na nią lądował i trzymając się za nos, wyszedł, piorunując mnie spojrzeniem, który chętnie odwzajemniłem. – Nie lubię go – wyplułem te słowa niczym jad.
- Wiesz mi, on też cię nie polubił – zaśmiał się Minseok. – Ale nic dziwnego, w końcu go powaliłeś. Nie spodziewałbym się tego po tobie, nie wyglądasz na takiego silnego. – Zaczął dźgać mnie po ramionach, sprawdzając moje mięśnie.
- Czy możesz przestać? – zapytałem, chociaż uśmiechałem się tak szeroko, jak jeszcze nigdy w życiu. – Zrobisz mi kawy? – spojrzałem na niego z nadzieją w oczach. Bez słowa odszedł i zaczął czarować przy ekspresie, by następnie wręczyć mi kubek parującego napoju.
- Więc... – zaczął, widocznie nie bardzo wiedząc co powiedzieć. – Jak tam życie? W ogóle to ile ty masz lat? – Patrzył na mnie z zaciekawieniem wypisanym na twarzy. Najpierw napiłem się łyk, zanim odpowiedziałem.
- Kończę w tym roku liceum – odpowiedziałem jakby to była najjaśniejsza rzecz pod słońcem. – Ogólnie to jeszcze przez parę tygodni chodzę do tego, które znajduje się na tej ulicy. – Minseok pokiwał głową ze zrozumieniem.
- To możesz kojarzyć mojego młodszego brata.
- A jak się nazywa?
- Jongdae. 

~☆~

Kim Minseok. Kim Jongdae.
Zadawałem sobie pytanie, czemu na to wcześniej nie wpadłem. Oczywiście nazwisko Kim jest strasznie popularnie w Korei i to pewnie dlatego przez myśl mi nie przemknęło, że te dwie osoby w jakiś sposób mogą się ze sobą łączyć. W końcu twarz Jongdae diametralnie różniła się od tej Minseoka, który miał bardziej okrągłe policzki. Jednak i tak odczuwałem pewnego rodzaju zawód, że się nie domyśliłem wcześniej.
Dzisiaj miało być ogłoszenie wyników konkursu, w którym przymusowo musieliśmy wziąć udział, a mi nie dawała spokoju jedna myśl. Jeśli rzeczywiście byli rodzeństwem, to Jongdae pragnął wystąpić przed Minseokiem, a mi nie bardzo się to uśmiechało. Bałem się, że przy nim mogę coś spaprać i będzie mi to wypominał do końca moich marnych dni. Dlatego modliłem się w duchu, żeby to nie nas wybrali.
- Podekscytowany... – Klepnął mnie w plecy Jongin, który oczywiście wiedział o całym tym głupawym przedsięwzięciu. Miałem ochotę roztrzaskać jego pustą główkę o twardą posadzkę, jednak zachowałem zdrowy rozsądek i po prostu go zignorowałem, a on po chwili odszedł urażony. W głębi ducha życzyłem mu krótkiej, acz bolesnej śmierci.
Z każdą mijającą lekcją chciałem, żeby czas zwolnił albo w ogóle stanął, ale jak na złość musiał przyśpieszyć dwukrotnie swoje tempo i zanim się zorientowałem, już stałem przy tablicy korkowej, przy której przepychali się ludzie, pragnąc zobaczyć swoje miejsce. Ja spokojnie czekałem parę metrów dalej, żeby nie zostać zgniecionym przez tłum spoconych licealistów.
Odetchnąłem głęboko, próbując uspokoić szybkie bicie serca, które przyprawiało mnie o ból głowy. Chciałem mieć to wszystko za sobą, jeszcze ten ciągły stres przez ostatnie parę dni. Nim zdążyłem przejść parę kroków do przodu, dopadł mnie Jongdae, ciesząc się jak głupi. Już wiedziałem co to zwiastuje, więc nawet nie musiałem pytać.
- Wygraliśmy! – wywrzeszczał mi do ucha. Wzdrygnąłem się od decybeli zawartych w jego głosie. W moim brzuchu coś się przewróciło do góry nogami, gdy uświadomiłem sobie, że spełnił się najczarniejszy scenariusz, który sobie ułożyłem.
- Nie jestem głuchy, więc z łaski swojej przytkaj twarz – odpowiedziałem, ale on w ogóle mnie nie słuchając, zaczął mnie miażdżyć w swoim niedźwiedzim uścisku. Gdy w końcu mnie puścił, zaczerpnąłem wielki haust powietrza, ściskał mnie tak mocno, że przez chwilę odciął mi dopływ tlenu do płuc.
- Wreszcie będę mógł wystąpić przed moim bratem, jestem taki szczęśliwy, bo nigdy wcześniej  nie widział jak śpiewam publicznie, a uważa, że mam naprawdę wielki talent – Jongdae kłapał jeszcze językiem, ale ja wyłączyłem się momentalnie przy słowie „brat”. Najgorsze było uczucie, że wiem o kim mówił i wcale nie podobała mi się ta wizja. – Baek, słuchasz mnie w ogóle? – zapytał Jongdae i pomachał mi przed oczami ręką.
- Sorry, wyłączyłem się – przyznałem, wcale nie przejmując się co pomyśli Jongdae. – Więc o czym nawijałeś przez ostatnie dziesięć minut? – w ogóle mnie to nie obchodziło, ale chociaż czasami musiałem udawać miłego, chociaż niełatwo mi to przychodziło.
- Impreza. U mnie. Jesteś zaproszony. Tak w skrócie – powiedział, nadal szczerząc się jak głupi. Skrzywiłem się lekko, czego najwidoczniej nie zauważył. Nie wiedziałem, czy bardzo miałem wybór czy nie. Wolałbym nie iść, ale, cóż ,z tego, co mi przemknęło będzie to ostatnia okazja spotkania się ze znajomymi z klasy. Jednak pokiwałem niezdecydowanie głową. – To świetnie!
- Taaa…

~~

Trząsłem się. Nie mogłem opanować drżenia całego ciała. Oto nadszedł dzień zakończenia roku, którego się tak bałem. Chciało mi się jednocześnie płakać i rzygać ze stresu, jednak jakimś sposobem się powstrzymałem, ale zamiast tego obgryzałem paznokcie. Byli tu chyba wszyscy, których kojarzyłem, a ich twarze były skierowane w miejsce, gdzie miałem wystąpić razem z Jongdae. Powinienem się uspokoić, w końcu jak coś zwalę to i tak nikt już w szkole nie będzie mi tego wytykał, mimo to nie potrafiłem być spokojny, a to przez jedną jedyną osobę, która zasiadała na widowni. Przez Minseoka. Mój oddech był płytki i urywany, dłonie zaczęły mi się pocić, przez co wyślizgiwał mi się mikrofon.
- Gotowy? – spytał stojący obok mnie Jongdae, który wyglądał na tak samo zestresowanego co ja. Kiwnąłem krótko głową w odpowiedzi, więcej nic już nie powiedzieliśmy i tak nie byłbym w stanie przez ściśnięte gardło.
Gdy Jongdae chwycił mnie za rękę, nawet nie protestowałem, pozwoliłem, żeby trzymał mnie do czasu, aż wyszliśmy na scenę. Musiał mnie puścić, a ja natychmiast zatęskniłem za jego dotykiem, dzięki niemu mniej się bałem porażki.
Ogarnąłem spojrzeniem całą salę zebranych i znowu coś mi się przewróciło w żołądku. Tyle gałek ocznych wpatrzonych we mnie, starałem się rozluźnić, jednak na próżno. Wtedy rozbrzmiała muzyka, głośna i jednocześnie piękna. Zamknąłem oczy, by nie widzieć tych wszystkich ludzi, chociaż ciągle czułem na sobie ich wzrok. Wczułem się w nuty, a następnie zacząłem śpiewać. Pewnie i bez zawahania. Znałem każdy wers na pamięć i wiedziałem doskonale, kiedy zrobić przerwę, a kiedy pociągnąć sylabę dalej.
Uchyliłem powieki i już nie czułem strachu. Uleciał ze mnie tak nagle, a na jego miejscu pojawiła się determinacja, urosła we mnie niczym bańka i wypełniła całe moje ciało.  I zanim się zorientowałem, ostatni dźwięk skrzypiec rozbrzmiał przez salę, a piosenka się skończyła. Rozbrzmiały oklaski i wrzawa ogarnęła całe pomieszczenie. Przepełniło mnie poczucie ulgi przemieszanej z dumą, zerknąłem w stronę Minseoka, który wydawał się urzeczony naszymi zdolnościami.
Uśmiechnąłem się najszerzej, jak tylko potrafiłem, już przepychałem się między ludźmi do miejsca, w którym stał Minseok. Nie obchodziły mnie gratulacje, które co chwilę dobiegały moich uszu, gdy przeciskałem się między moimi kolegami i koleżankami.
Stanąłem tuż przed nim i zanim zdołałem się powstrzymać, uściskałem go jak swojego starego przyjaciela. Przyjemne ciepło ogarnęło mnie od stóp po głowę, a moje serce zabiło mocniej.  Właśnie w tym momencie kompletnie się rozkleiłem, cały stres spłynął po mnie, a ja odczuwałem właśnie jego nieprzyjemne skutki w postaci łez.
Nie chciałem płakać, na pewno nie przed Minseokiem. Pokazywanie swoich słabych stron nie należało do moich ulubionych zajęć. Jednak jak już przestałem się mazać, ciągle ściskałem Minseoka, a on sobie nic  tego nie robił i pozwolił, bym go obejmował jeszcze przez jakieś dziesięć minut.
Oderwaliśmy się od siebie w idealnym momencie, żeby zobaczyć idącego ku nam Jongdae z wielkim bananem na ustach, przez który miałem ochotę mu przywalić. Zerknąłem jeszcze na Minseoka, miał lekko zaróżowione policzki, pewnie jemu też się zrobiło gorąco od tego całego tulenia się do siebie.
- Byliśmy świetni! – wykrzyknął Jongdae w przypływie euforii. Nie miałem siły wymuszać nawet cienia uśmiechu, zmęczył mnie ten nagły przypływ skrajnych emocji w zaledwie jednej godzinie. Ziewnąłem mocno, zasłaniając usta ręką. – Ohoho, ktoś tu jest zmęczony, ale nie martw się, odpoczniesz sobie jutro, a dzisiaj jeszcze czeka nas impreza u mnie! – No tak, prawie o tym zapomniałem. 
- No Baekhyun, mam nadzieję, że przyjdziesz. – Uśmiechnął się do mnie Minseok. – Będę na ciebie czekał – powiedział i mrugnął do mnie, a mnie znowu zalała fala ciepła, tym razem spowodowana czymś innym. Uczuciem, którego nie potrafiłem do końca wyjaśnić i rozszyfrować.
- W porządku, ale niech krzywy ryj Jongdae trzyma się ode mnie z daleka, nie chciałbym się zarazić od niego jakąś nieuleczalną chorobą, na przykład głupotą – odpowiedziałem, a Jongdae dźgnął mnie łokciem żartobliwie w żebro.
- Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz, będziesz miał koszmary w nocy dzięki mojej twarzy – powiedział Jongdae i zrobił jakąś głupią minę. Nadal dla mnie było nie pojęcia jak Minseok i Jongdae mogą być spokrewnieni. – To co, zbieramy się?
Bez słowa opuściliśmy szkołę.

~~

Otaczali mnie ludzie. Starałem się nie wylać trzymanego piwa, ale co jakiś czas ktoś mnie potrącał, przez co przypadkowo wylewałem złocisty płyn na podłogę. Nie wiem jakim cudem Jongdae udało się zorganizować aż tyle alkoholu i wolałem w to nie wnikać, ale z każdą godziną towarzystwo było coraz bardziej upite, a mi się nawet niektórych zrobiło szkoda. Gdybym tylko mógł nagrać ich zachowanie i szantażować ich filmikami do końca ich parszywych dni, nie miałbym takich wyrzutów sumienia, a tak wszystko się zmarnuje, bo oczywiście musiałem pożyczyć swój telefon Jonginowi.
Nawet nie wiedziałem, gdzie z nim polazł, ale miałem nadzieję, że chociaż on wykorzystuje go do swoich niecnych celów. Nagle ktoś, ku zadowoleniu otaczających go osób, zaczął tańczyć na stole, wywijając biodrami na lewo i prawo. Nie mogłem na to dłużej patrzeć, tak bardzo korciło mnie, żeby rzucić jakiś kąśliwy komentarz, ale znając życie ten ktoś był tak bardzo upity, że nawet go nie zrozumie, a nie na tym polegała zabawa. W końcu cudów nie ma.
Przemieściłem się do kuchni, w której panował taki sam hałas jak w salonie, z tą różnicą, że było tu zdecydowanie mniej ludzi. Od razu szczęśliwie powitałem też fakt, że znajdował się tu także Minseok, który sączył swoje piwo przez słomkę. Nie wyglądał na wstawionego, ale w sumie opierał się o jakąś szafkę, więc trudno było mi ocenić jego stan. Bez wahania do niego podszedłem, a on obdarzył mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek w życiu widziałem.
- Hej – powiedziałem, stając obok niego.
- Hej – odpowiedział. Tak zaczęła się nasza rozmowa, która się rozkręcała z każdym tematem. Okazało się, że lubimy te same rzeczy, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Cały wieczór spędziliśmy w swoim towarzystwie i było mi naprawdę przyjemnie z tego powodu. Przy nim czułem się szczęśliwy. Do czasu aż Jongdae zaczął rozganiać towarzystwo, nie zorientowałem się, że było już praktycznie nad ranem, a i tak nie chciałem jeszcze wychodzić i opuszczać Misneoka.
- Zostań jeszcze trochę – poprosił, patrząc się na mnie błagającymi oczami, którym nie sposób było odmówić. Jongdae wcale nie miał nic przeciwko, co powitałem z wielką uciechą. – Chodźmy do mnie. – Chwycił mnie za rękę Minseok i poprowadził w głąb domu zapewne do jego pokoju. Nigdy tu nie byłem, więc nie zmarnowałem okazji, żeby się rozejrzeć trochę wokół. Na niektórych ścianach wysiały zdjęcia, na których były roześmiane twarze całej ich rodziny. Coś ścisnęło mnie za serce, gdy widziałem jak szczęśliwi się wydają w swoim towarzystwie, ja tak naprawdę nigdy tego w pełni nie zasmakowałem.
Siedzieliśmy z Minseokiem w niezręcznej ciszy na jego miękkim łóżku, nagle zachciało mi się spać, ale walczyłem z tym z całych sił. Nie chciałem jeszcze zasypiać, nie w takim momencie. Coraz trudniej udawało mi powstrzymać ciążące powieki i nim sam się zorientowałem, głowa Minseoka opadła na moje ramię. Ja też odchyliłem się w tył, przez co położyłem się na plecach. Przyciągnąłem go do siebie  i oplotłem go swoimi ramionami, niewiele myśląc. Następne co pamiętałem to ciemność.
Obudziłem się kilka godzin później, słońce wisiało już wysoko na niebie, a jego promienie oświetlały twarz Minseoka. W tym świetle wyglądał idealnie, niczym porcelanowa laleczka bez żadnej skazy. Nie wiedziałem, ile tak na niego patrzyłem, na pewno długo, a gdyby nie zaczął się budzić, to dalej bym to robił.
Spodziewałem się, że będzie na mnie krzyczał ile sił w płucach. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, zamiast tego starał się przysunąć do mnie jeszcze bliżej, o ile to w ogóle było możliwe. Zauważyłem jeszcze tylko uśmiech malujący się na jego ustach. Już nie mogłem się więcej powstrzymywać i przycisnąłem swoje wargi do jego. Były takie, jak sobie wyobrażałem, czyli idealne w każdym calu. Ku mojemu zdziwieniu, ochoczo oddał pocałunek, który pogłębiał się coraz bardziej.
Przez chwilę starałem się ogarnąć, co właściwie się dzieje, to było niespodziewane i pełne namiętności. Wiem jedno, nie żałowałem.

~~

Wszedłem do mojej ulubionej kawiarenki na rogu, od razu uderzył mnie zapach kawy unoszący się w powietrzu. Pokochałem go tak bardzo, jak osobę, która stała za ekspresem i robiła zamówienia dla klientów. Był tak skupiony na swojej pracy, że nawet mnie nie zauważył. Dlatego zgrabnie to wykorzystałem, zakradając się za niego.
- Minseokkie – wrzasnąłem mu do ucha, obejmując go jednocześnie od tyłu. Wzdrygnął się lekko, nie spodziewał się mnie dzisiaj tak wcześnie. Jednak odwrócił się do mnie przodem i dał mi szybkiego całusa w usta. – A teraz idę usiąść, poczekam na ciebie do końca twojej zmiany, to razem wrócimy do domu.
- To co zwykle dla ciebie? – zapytał, a ja pokiwałem ochoczo głową. – Że też to ci się jeszcze nie znudziło – westchnął, zaczynając robić dla mnie latte na sojowym mleku. – Trzymaj, a teraz zejdź mi z oczu, jestem zajęty. – Wcisnął mi w ręce kubek z kawą.
Grzecznie go posłuchałem, zajmując mój ulubiony stolik najbliżej kontuaru, mogłem bez problemu obserwować Minseoka i to, jak zręcznie się uwija. Rozmarzonym wzrokiem błądziłem po jego całym ciele, z każdym dniem był coraz bardziej przystojny, a ja czasami nie mogłem się powstrzymać od dotykania go moimi łapkami. Idealny, był po prostu idealny.
Ledwo zdążyłem wypić swoją latte, a pojawił się przy mnie Minseok. Zostawił Yifana na kasie, który w końcu nauczył się robić znośną kawę. Chwyciłem Minseoka za rękę i razem wyszliśmy w zimny wieczór. Opatuliliśmy się kurtkami i szliśmy tak ramię w ramię do naszego wspólnego mieszkania. Od pamiętnego poranka, kiedy pocałowaliśmy się po raz pierwszy, minęło już trochę czasu, a dzisiaj była nasza czwarta rocznica związku, co było powodem, dla którego zwolniłem się wcześniej.
Wszystko szło po mojej myśli, zaprowadziłem Minseoka do naszego pokoju, na podłodze i łóżku leżały płatki róż, a na parapecie pozapalane były świeczki. Zerknąłem na niego, żeby zobaczyć jaką zrobi minę, ale on stał jak zaczarowany, wpatrując się na widok przed sobą.
- Pamiętałeś – wyszeptał prawie niesłyszalnie.
- Jak mógłbym zapomnieć, jesteś najlepszym, co mi się przytrafiło w życiu – powiedziałem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. – A teraz czas na prezent dla ciebie – nie czekając na jego odpowiedź, wygrzebałem z kieszeni płaszcza szczelnie owinięty pakunek.
- Co to? – zapytał, zanim zdążył otworzyć. Zachichotałem tylko, w następnej sekundzie już rozrywał ozdobny papier, nie bawiąc się w różne ceregiele. – Jezusie… - zamarł, gdy zobaczył co znajdowało się w środku. – Dziękuję ci bardzo Baekhyun – rzucił mi się na szyję, składając pocałunki na mojej całej mojej twarzy.
- Nie miałem pojęcia, że aż tak się ucieszysz. To tylko zwykła płyta – odparłem, obejmując go w pasie.
- Ta „tylko zwykła płyta” jest z nazwiskiem mojego chłopaka na okładce, więc jest najlepszym prezentem, jaki dostałem. Poza tym myślałem, że premiera ma być za niecały miesiąc. – Doskonale znał datę wydania mojego pierwszego albumu, bo oczywiście nawijałem o tym przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. – A teraz moje kolej. – Podszedł do swojej szafki nocnej i wyciągnął z niego coś, co proporcjami przypominało książkę. – Wszystkiego najlepszego Baek – oznajmił, wręczając mi prezent.
Nie czekając długo, rozpakowałem paczkę w takim sam sposób jak Minseok. W dłoniach trzymałem album ze zdjęciami, zacząłem przewracać strony, a moim oczom ukazały się fotografie głównie moje i Minseoka, ale co jakiś czas pojawiał się również Jongdae w naszym towarzystwie. W oczach stanęły mi łzy, to najlepsze, co mogłem otrzymać. Nie kosztowało na pewno jakieś góry pieniędzy, jednak posiadało wartość sentymentalną, a tego czegoś kiedyś mi brakowało w moim życiu, chociaż próbowałem udawać, że było inaczej.
- Baekkie, nie płacz – starał się mnie uspokoić Minseok. Przyciągnąłem go do siebie i zamknąłem w żelaznym uścisku. Nie potrafiłem opisać, jak bardzo był dla mnie ważny, jak najcenniejszy skarb, o który walczy się do ostatniego tchu.
- Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo cię kocham – powiedziałem między łkaniem.
- Wiem, ja też cię strasznie mocno kocham, Baek – wyznał, a ja pocałowałem go prosto w usta, które wypowiedziały słowa sprawiające, że mojego serce zabiło dwa razy szybciej. Powędrowałem ręką pod jego koszulę, sunąc palcami w górę po ciepłym brzuchu. Zrzuciłem z siebie i z niego niepotrzebne w tej chwili ubrania, by w następnej znaleźć się na łóżku.
Nadal nie przestawaliśmy się całować, co jakiś czas wargi Minseoka opuszczał jęk, który był istną melodią dla moich uszu. Dlatego nie przerywałem delikatnych pieszczot, chcąc usłyszeć głośniejsze wersje. Drażniłem się z nim, co wyjątkowo uwielbiałem robić, szczególnie w takich chwilach jak ta, czyli tylko my i nikogo więcej kto by nas rozpraszał.
Więc właśnie tak przebiegała moja historia, która rozpoczęła się od niewinnego kubka latte z sojowym mlekiem w kawiarence na rogu.


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czy Ty wiesz, co się ze mną dzieje? Nie! Tego nawet Adaś Mickiewicz nie mógłby opisać, choć gościu nieźle pisał. Bo ja dosłownie zbieram się z podłogi. Twój oneshot jest nazbyt słodki dla serca zwykłego człowieka, który nie ma zamiaru umierać na cukrzyce w tak młodym wieku. Zacznę od postaci Baekhyuna. Tutaj pojawia się wyłącznie jedno słowo: urwis! A drugie, które idealnie komponuje się z tym pierwszym to: kochany! Więc, moim skromnym zdaniem, Baekhyun jest idealną definicją kochanego urwisa. Momentami był troszkę irytujący, chociaż można mu to wybaczyć. Taki z niego typek z ostrym charakterem. Widać, że nie cofnie się przed niczym. Nawet przed wysokim chłopakiem, który nie chciał mu zrobić kawy. Taka niemiła uwaga mi się nasuwa na temat Krisa, ale ją pominę, ponieważ on nie odegrał ważnej roli w tym oneshocie. Teraz spokojnie przejdziemy do Minseoka. Ojej! Gdybym takie gościa spotkała to nie wychodziłam z kawiarni i piła tylko kawę, więc pewnie bym wylądowała w szpitalu albo na komisariacie, że stalkuję biednego baristę. Nic dziwnego, że Baekhyun ciągle tam przychodził. Minseok był idealnym odzwierciedleniem idealności, która zauroczyła młodego licealistę. Choć początek ich znajomości nie był miły, ale na szczęście to się zmieniło. Ulubiona scenka? Jak Baekkie i Minnie zasnęli w jednym łóżku. To było na serio urocze! I takie słodkie! Jeszcze jedno mnie bardzo nurtuje i niemal wierci dziurę w brzuchu. Chyba byłabym chora, gdybym o tym nie wspomniała. Kim Jongdae bratem Kim Minseoka? Kochana, nigdy więcej mi tego nie rób. Błagam! Ty nawet nie wiesz, jak w mojej wizji wyglądali, jako bracia i co robili, jako bracia! Powinnam przestać o tym myśleć, ale włącza się ogromne uwielbienie do XiuChena! Najlepiej będzie, jak po prostu pominę ten niecodzienny fakt i skupię się na słodkościach fundowanych przez XiuBaeka. O tak! Oneshot, w moim jakże skromnym i szczerym mniemaniu, był słodki i cudowny. Na serio miło mi się go czytało. A w niektórych momentach wyrażałam swoje emocje przez twarz. Uśmiechałam się do ekranu albo otwierałam szeroko usta, nie mogąc w coś uwierzyć. Zatem kończę mój komentarz z słodkim akcentem.
Pozdrawiam! :D

pika_byun pisze...

KUKI❤❤❤ Juz Ci zdawalam relacje i wylewalam feelsy, wiec dobrze wiesz, ze bardzo bardzo bardzo mi sie podobalo! Teraz jak juz troche ochlonelam, moze bede w stanie napisac Ci bardzo elokwentny (jak na mnie przystalo) komentarz z odpowiednia skladnia i bez okropnej ilosci literowek /placza ze smiechu emoji/
Zaczne od postaci Baeka. Jego charakterek byl PRZEZABAWNY, naprawde chwilami prawie wybuchalam smiechem. Jednak nie wyobrazam sobie takiego zachowania irl, bo jaki klient rzucilby sie na obsluge, nawet jesli ta byla tak niegrzeczna jak Kris? (powiedzmy, ze mu sie nalezalo hehe). Te kasliwe uwagi B, ktorymi ciagle zarzucal, podchodzily pod totalne chamstwo i sprawialy wrazenie jakby byl zepsuty do szpiku kosci, ale jego relacje z KMS zlapaly mnie za serce i pokazaly jego inna strone, taka bardziej ludzka i urocza.
Moimi ulubionymi momentami w fiku (jak juz wiesz) byly sceny, gdy B hejcil Jongdae. Juz pomijajac moja osobista niechec, to dalo sie wyczuc, ze to nie do konca byly tylko chamskie odzywki, a raczej takie przyjacielskie dokuczanie (choc moze to tylko ja odebralam takie wrazenie hehe). Nastepna scena, ktora zlapala mnie za serducho to oczywiscie jak BaekChen spiewali na scenie ballade, skojarzylo mi sie to z ich wystepem z I Really Didn't Know, przez ktory mam zawsze lzy w oczach, wiec ta scena wywolala we mnie podobne emocje. Po wystepie mial miejsce potezny PRZYTULAS XIUBAEKOW. Jak czytalam to mialam lzy w oczach, zarowno z feelsow jak i ze smiechu po pewnej literowce (przepraszam, musialam hahah). Tak szczerze to moglabym wymieniac kazda nastapna scene jako moja ulubiona, bo XIUBAEKI, ale ogranicze sie do tych nastepnych trzech, bo nad nimi najbardziej zaplakalam wewnetrznie, a mianowicie: gdy obydwoje zasneli w lozku i sie do siebie wtulili niczym male puchate slodkie misiaki; BACKHUG i oczywiscie event z okazji czwartej rocznicy, gdy B podarowal Minowi swoja solowa plyte (moje osobiste marzenie /chlip/), a on album ze zdjeciami. Juz nie wiem, czy to z moim okiem bylo cos nie tak, ze ciagle lzawilo, ale wiem jedno, ten fik to mi dostarczyl mega porzadna dawke feelsow i bardzo Ci za to dziekuje. Czytalo mi sie bardzo przyjemnie i lekko i po prostu, dobra robota kuki!!!!!! Powodzenia w pisaniu/tlumaczeniu nastepnych fikow!
A tak na koniec to KC za xiubaeka, za dedykacje i za bycie super ekstra dongsaengiem❤

Unknown pisze...

Cześć! c:
Przepraszam za spam, ale chciałabym tylko powiadomić, że nominowałam Cię do Liebster blog Award. Więcej informacji tu> http://jiyeol-yaoi-fanfics.blogspot.com/2015/07/podziekowania-chciaam-bardzo.html


~JiYeol ♥

ja pisze...

Jeeejj, to była przyjemne i urocze ;3
Tylko zastanawiam się, czy Baek nie był zbyt impulsywny w momencie, kiedy Yifan nie chciał mu zrobić kawy.. xD Baek nie wyglądał na takiego brutalnego bohatera a tu nagle taki BUM xD
Też ta nagła zmiana w stosunki Xiumina do Baekhyuna wydawała się zbyt szybka, ale ogólnie ff jest supi ;3
Życzę weny i czekam na kolejne opowiadania :D

http://cnbluestory.blogspot.com/

Prześlij komentarz